
Pipi nie za bardzo,niestety

A teraz o naszej małej PiPi. Wieści nie są dobre, bo nastąpiło zdecydowane pogorszenie. Jednak jestem prawie pewna, że za ten stan w wielkiej mierze odpowiedzialny jest stres jaki PiPi przeżywa w związku z koniecznością przyjmowania zastrzyków. To koteńka bardzo delikatna i nieobsługiwalna. Zastrzyki musiała przyjmować już czas jakiś przed operacją, nawet dzielnie to znosiła (jak na Nią). Niestety jest już mocno pokłuta, o podaniu leku doustnie nie ma mowy, a każdy kolejny zastrzyk to coraz większa trauma dla bidulki. Staram się używać różnych forteli, by tego stresu nie potęgować, by w ogóle wkłuć się w złośnicę, przegadałam wszystko z zaprzyjaźnioną, bardzo dobrą behawiorystką, ale Kozi Bobek swoje. Ucieka ode mnie, chowa się pod łóżkiem, ze strachu nie je. Dopiero gdy zostawiam ją zamkniętą z jedzonkiem w sypialni i nie niepokoję, zjada. Bardzo trzeszczy i głośno oddycha, pewnie jednak astma...
Pozwala mi się dotknąć tylko gdy ułożę się już do snu, wówczas ma pewność, że nie wyciągnę strzykawki. Ale na dłużej ze mną w łóżku nie zostaje - na wszelki wypadek. Strasznie mi jej szkoda




Przesyłam Wam moc buziaków i podziękowań, kochane oraz o kciuki upraszam
Dzisiaj miała rozmawiać z dr Skrzypczakiem co dalej, pewnie da jutro znać .
Prosiłam o fotki Pipi, ale na razie mała tak zwiewa przed Joasia ,że nie da rady- myśle,że dopiero jak zakończy podawać zastrzyki, Pipi odetchnie i da sie sfotografować

A póki co Tulinek dla Cioci





