Mój urlop dobiega końca – do pracy wracam we czwartek. 2/3 urlopu przeznaczyłam na załatwianie spraw, które pojawiły się w sposób zupełnie nieplanowany. Ostatni tydzień urlopu miałam odpoczywać, tymczasem wszystko potoczyło się inaczej.
W nocy ze środy na czwartek musiałam jechać z Tysią na dyżur do swojego dawnego weta. Rentgen pokazał, że Tyśka miała w pęcherzu zbitki drobnych kamieni i w piątek miała operację. Teraz dostaje leki 2 razy dziennie, ma na stałe założone ubranko pooperacyjne oraz cewnik, który trzeba obsługiwać na bieżąco: albo odkręcać korek co 2 godziny, albo wymieniać podkłady, gdy Tyśka sobie leży i korek jest odkręcony.
Za jednym zamachem zabrałam też do kontroli Kropcię i Czarka, bo byłam przekonana, że mają stan zapalny dziąseł. Okazało się, że dobrze mi się wydawało. Dodatkowo parametry nerkowe Kropci nie uległy poprawie, więc muszę ją dopajać (200 ml na dzień, średnio 25 ml co godzinę). Nie jestem w stanie dojeżdżać na kroplówki codziennie, a poza tym, po tym, gdy Bisia i Kasia po kroplówkach dostały zapaści, po prostu boję się je robić. Wet uważa podobnie, bo Kropcia ma już co najmniej 14 lat. Ciekawe jest, że poziom fosforu jest idealny. Dodatkowo Kropcia bardzo dobrze wygląda i dobrze się czuje, czym zadziwiła weta.
Kropcia miesiąc temu nie wyglądała zbyt dobrze, bo oprócz stałych kłopotów z dziąsłami, niestety była nękana przez Czarusia, jak to często bywa w przypadku zwierząt starszych. Wiecie, jak to jest: Kropcia do kuwety - Czaruś za nią, siada i wpatruje się w nią intensywnie, Kropcia do miseczki z jedzeniem - Czaruś za nią i wyjada jej "spod nosa", Kropcia do miseczki z wodą - Czaruś za nią i obwąchuje jej ogon, Kropcia siada na trawie - Czaruś za nią i wypycha ją z jej miejsca lub paca ją łapką. Dawniej takie rzeczy Kropcia sama robiła Kasi, gdy ta była już słabsza i mniej bojowa - los lubi się powtarzać. W każdym razie efekt tego wszystkiego był taki, że Kropcia obawiała się jeść i pić i aż wyraźnie schudła mimo, że ja, będąc w domu, cały czas pilnowałam Czarusia brzydaka, żeby jej nie dokuczał.
W końcu byłam zmuszona dokarmiać Kropcię z buteleczki Convalescensem przez blisko trzy tygodnie, co dało świetny wynik, bo Kropcia wyraźnie nabrała ciałka i wigoru i dlatego dobrze wygląda. Waży 3,5 kilo, co jak na nią jest całkiem nieźle.
Czaruś waży 4,20, a ile waży Tysia nie powiem

Wet mówi o niej wyłącznie "grubas"
Tak więc codziennie od piątku jeździmy do weterynarza – do kontroli i na zastrzyki. Cewnik Tyśka będzie miała usunięty w środę. A Kropcię trzeba nawadniać przez miesiąc i potem badanie krwi.
Oby tylko udało się wyprowadzić ich na prostą ze zdrowiem.
Muszę podkreślić, że jestem pełna podziwu dla Tysi. Pomimo swojego trudnego charakteru z niezwykłym spokojem znosi swoją sytuację: pozszywany brzuszek, ubranko, cewnik w tyłku i zasikane porteczki, zamykanie w łazience na noc. I to wszystko w te potworne upały.
Ubranka ma trzy do zmiany: romantyczne w róże, sportowe granatowo-niebieskie i "małą czarną"

w serduszka, której nie ma na zdjęciach.
Jutro w lecznicy, gdy usuną cewnik, poproszę, żeby opłukali Tysi zasiusiane porteczki, bo w warunkach domowych (kabina prysznicowa z niskim brodzikiem) może to być niewykonalne.
Zastanawiające jest tylko, kiedy te kamienie się utworzyły. Można by pomyśleć, że miała je już, gdy ją przywiozłam do domu. Już wtedy były te pierwsze epizody z krwiomoczem. Ale miała robione wtedy tyle badań i nic na to nie wskazywało. Po wyleczeniu infekcji pęcherza był chyba rok spokoju - po stosowaniu środków uspokajających - i dopiero w ostatnich dwóch tygodniach pojawiły się coraz silniejsze objawy. Ja zresztą już w zimie chodziłam z nią do weta, żeby sprawdził ten jakby wysięk pod ogonkiem. Ale wtedy siusiała normalnie - dwa razy na dobę, bez żadnych problemów.
Tutaj moje biedaki odpoczywają po traumatycznych przejściach u weta:
A tu pozostałe zdjęcia "chorobowe":
