(2)WAW.. Tato (*)..Milenka kończy 10 LAT !

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw cze 19, 2014 9:11 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Dzięki za kciuki.

Łapciak spała ze mna przy głowie, na kocyku i podusi a pod nim termofor z ciepłą wodą. Bardzo uwaznie mi patrzyła w oczy, głaskając ją w końcu zasnęłam, chyba koło 3.

Bazarek dla Łapciaka - zapraszam,

viewtopic.php?f=20&t=162891&p=10633228#p10633228
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 9:43 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Łaputek słabiutki, okropnie, ale jest.

Nieodwracalność.
Wczoraj miałam dojmujące poczucie nieodwracalności. Nie mogę uwierzyć w to, ze za czas jakiś (krotszy niż dłuższy ) Łaputka ze mną nie będzie. A na pewno, że mimo że jest ze mną to już nigdy nie będzie się bawiła, biegała za piorkiem na sznurowce, polowała z ukrycia, smigała z prędkością światła, pomiaukiwała, bo ma za malo zabawy... itp. itd.
Ja wiem, ze się wie, ze nic nie trwa wiecznie a śmierc jest nieodłącznym elementem zycia i jedyną w nim pewną rzeczą, ze się wydarzy. Ale wiedzieć, a doświadczać czy to śmierci, czy nieodwracalności to zupełnie dwie rózne rzeczy.

Pierwszy raz poczucie nieodwracalności dopadło mnie, gdy o 1 w nocy 17 marca zadzwonił telefon, ze moja mama była w domu reanimowana i jest w drodze do szpitala. Że właściwie cudem ją uratowali, a parametry życiowe miala takie jakie nie pozwalają już żyć. Usłyszałam w telefonie prawdziwe stwierdzenie: rodzice są starzy i słabi, lepiej zrob tak, zebys mogła przyjeżdżać abyś później nie żałowała.
To była straszna noc, w ktorej wewnątrz czułam lód. I takie myśli, wiem, ze muszą i moga umrzeć, ale jeszcze nie teraz, proszę, nie teraz, jak to, ma to się stac już? Nie mogłam w to uwierzyć, ze to tak po prostu, że nikt nie czeka i nie bierze sie pod uwagę, ze nie mogę przyjechać i kiedy będę mogła. I taki bezsens i nie sluszność wyboru - przez ostatnie dwa lata prawie nie jeździłam do rodzicow, a zwłaszcza latem, gdyż były kociaki i nie miałam z kim ich zostawić w domu. W obliczu możliwości odejścia mamy te wybory były po prostu niesłuszne.
Gdy udało się ustabilizowac mamę kolejny cios, na dłuższą juz metę przyszedł dwa tygodnie później. Mojego tatę z ostrrym brzuchem zabrali w nocy do szpitala - 30 marca, w niedzielę na cito był operowany z podejrzeniem raka. Diagnoza była byc może gorsza - u 80letniego pana zdiagnozowano ciężkie martwicze ostre zapalenie trzustki. Chorobę ktorej się nie leczy, w ktorej narząd trawi sam siebie a zwłaszcza gdy jest w takim stanie, z obrzękiem, ropą i martwicą. Zaczął się czas okropnego lęku i wybierania. Wybierania na bieżąco, na podstawie tego co się dzieje podejmowałam decyzję o tym co robię, gdzie jestem , z kim zostaję. W Warszawie chora Łapa w domu i Nissanek w innym domu czekający na adopcję, w Olsztynie tata walczący o życie i chora mama i sytuacja wymagająca mojej obecności, z róznych powodow.
Będąc w Warszawie miałam poczucie, że powinnam byc w Olsztynie i bałam się co tam sie dzieje, nie mogłam reagowac na bieżąco, odwiedzić taty, zając się mamą. Będąc w Olsztynie miałam poczucie, ze muszę być w Warszawie, że moje koty są same, że lapa nie dostaje lekow. I tak krązyłam, będąc 3-4 dni tu i 2-3 dni tu. Wpadałam w nerwach do domu i od razu aplikowałam łapie kroplowkę, leki. Bała się mnie. Z nerwów i zmęczenia nie miałam sil tak do końca ze wszystkimi się bawć a z nia bawilam się na końcu przecież.
I tak jest cały czas. Wybory pomiędzy rzeczami, sprawami , osobami, istotami ktore są dla mnie równie wazne a i ich sprawy są bardzo wazne.
Wtedy wybierałam między chorym, walczącym o zycie tatą a kotami w Warszawie.
To na pewno miało wplyw na pogorszenie Łapy - ja się tego spodziewałam, ze ona to odchoruje. Ale nie spodziewałam się, ze choroba postąpi aż tak bardzo, że bedzie aż tak źle.
Czy wybralabym inaczej? Wiedząc, ze tata przezył zastanawiam się nad tym, ale przeciez nikt nie wiedział, że tak będzie.
Teraz jest trudno, bo tata wymaga opieki a mama ciągle jest słaba. W obliczu śmiertelnie chorej łapy wybieram ją. Ale ciągle zyję w lęku, ze mama może zasłabnąć i nikt jej nie uratuje.
I jeszcze wywieziony na działkę Jeep.
Mialam dzisiaj iśc na polciję, aby zgłosic ten fakt. Ale Łapa jest slabiutka, boję się ją zostawić samą w domu, nie wiem co będzie. Znow dwie równie ważne sprawy, bo dwie dotyczą życia. I co wybrać/

Ta nieodwracalność. Siedzi obok mnie. Zmienia rzeczywistość i wiem, ze już nigdy nie będzie tak jak bylo.
I wybory. Między cholernie waznymi i mocno na równi ważnymi sprawami. Koszmar. Bez względu na podjętą decyzję będzie ona zła. Można się wyczerpać psychicznie. Tak żyję od polowy marca.

Możliwość ustalenia priorytetow uważam za luksus dający naprawdę spory komfort zycia.

Kawa się skończyła, idę sprobowac dac Łapie jeść.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 10:53 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Nie możesz za wszystko czuć się odpowiedzialna. Ogarnięcie tego spiętrzenia problemów przekracza fizyczne siły pojedynczego człowieka. To są dylematy zdarzające się każdemu w jakimś momencie życia. Działasz najlepiej jak można w danej sytuacji.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15256
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Pt cze 20, 2014 11:41 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Marzenia11, a nie da się tego pogodzić jakoś inaczej? Nie znam Cię, nie wiem jaka jest sytuacja że tak powiem "techniczna", ale może da się zabrać kotki do rodziców i tam ze wszystkimi być. Ale może masz pracę tam gdzie kotki, nie wiem, nie znam sytuacji.
Współczuję Ci - w sumie ja też tak mam, że jestem w innym mieście z kotkami niż moi bliscy, choć mnie nie dzielą takie odległości to jednak też odczuwam namiastkę Twojej sytuacji. Czy jest szansa na wyleczenie Łaputka?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt cze 20, 2014 11:49 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Nie mogę zabrac kotow. Mam ich 6, rodzice nie lubią kotow, teraz tata leży z głębokimi ranami , odlezynami (wchodzi cała ręka) i bakteriami i wnosić bakterii kocich po prostu nie mozna.
Nie sądze, aby Łaputka mozna było wyleczyć. nerki się nie leczą, bo sie nie regenerują, mozna jedynie spowolnic ten proces podając kroplowki i leki.
Ja zaufałam na maksa wet, ktora mnie zostawiła. Wiem, ze Łapciak była innym kotem niż jest teraz i to co robię teraz wcześniej by nie przeszło , ale.... jest kilka ale i to rodzi żal, jest jednym z kilku źrodeł mojego żalu. Być moze gdybym cos robiła częściej wcześniej to by się proces spowolnił, a być może i tak nie, nie wiem i nigdy się nie dowiem. Pytania bez odpowiedzi. Ale są, nie umiem ich nie zadawać, same się pojawiają w glowie.
mziel52 - masz rację, nie mogę być za wszystko odpowiedzialna. Ale za koty i za rodzicow się czuję i nie umiem się z tej odpowiedzialności zwolnić. A tu trudno jest pogodzić wazne sprawy tych dwoch stron.

Dzięki Wam za obecność.
ten wątek to rodzaj mojego pamiętnika, podobnie jak wątek moich wolnozyjących kotow, stąd czasami upuszczam sobie swoje osobiste emocje i przemyślenia. Bo już trudno daję sobie radę.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 12:24 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Rozumiem...
A dlaczego wet Cię zostawiła?
Mój Maciuś odszedł na raka nerek, tyle że ja nic nie wiedziałam a kiedy się dowiedziałam co mu jest - w tym dniu umarł. Też zadaję sobie pytania, też mam pretensje do weta, a najwięcej do siebie - czuję, że zawiodłam :( Choć wet mi logicznie wszystko wyjaśniła. Gdybym nawet wykryła raka wcześniej to to było nieuleczalne, jedynie dostałabym wyrok w odroczeniu, a mój Maciuś zaniemógł i zmarł nagle.
Nie wiem jak Ci pomóc, masz może jakichś dobrych bliskich - rodzeństwo, które mogłoby zająć się rodzicami na zmianę z Tobą, przyjaciółkę, która zajęłaby się kotkami... Może ktoś z jakiejś fundacji lub ktoś kto kocha koty by pomógł się zająć, albo pielęgniarka dla rodziców z opieki długoterminowej - przychodzą do domu do nieuleczalnie chorych i tych z odleżynami, leżących. Nie wiem sama :( Ja dlatego czuję, że nie mogę mieć więcej niż dwóch kotów, bo jak się coś podzieje to będę miała wielki problem, a sama też wiele przeszłam i to sprawiło że sama żyje "bojąc się jutra".
Pisz, ja będę czytać :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt cze 20, 2014 15:07 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Problem niepowodzenia w dłuższym leczeniu kotów z pnn w Polsce bierze się stąd, że niedostępna jest terapia kalcytriolem, a bez niej wszystko się powoli sypie. Dlatego weci rozkładają ręce. Też to przerabiałam w kwietniu przy chorobie i śmierci Buraczka. Owszem, Twoja obecność przy Łapie ma dla niej znaczenie emocjonalne, ale dużego wpływu na jej stan zdrowia raczej nie. Badanie PTH jest drogie i w Polsce niewykonywane, kalcytriol natomiast sprzedają u nas w postaci nie nadającej się dla kotów.

viewtopic.php?p=7762340:
Przewlekła niewydolność nerek u kotów. Opracowanie rozszerzone. Vetserwis pisze:
U kotów z przewlekłą niewydolnością nerek bardzo często dochodzi do niedoboru kalcytriolu, co pociąga za sobą szereg następstw. Jednym z nich jest rozregulowanie gospodarki wapniem i fosforem, co sprzyja zaburzeniom kostnym i prowadzi do wtórnej nadczynności przytarczyc, które zaczynają wytwarzać zbyt dużo parathormonu). Nadmiar tego hormonu jest toksyczny dla organizmu i uważa się go za jedną z przyczyn złego samopoczucia, słabego apetytu i ospałości, bardzo często obserwowanych u kotów z PNN.
Doustne podawanie preparatów kalcytriolu wyrównuje jego niedobory, zapobiega rozwojowi wtórnej nadczynności przytarczyc i reguluje gospodarkę wapniem i fosforem. Przed zastosowaniem preparatu konieczne jest unormowanie poziomów tych jonów we krwi poprzez odpowiednią dietę, stosowanie preparatów wyłapujących fosfor i ew. kroplówki [...]
Kalcytriol jest [...] uznawany za jeden z ważniejszych punków w terapii PNN zarówno u kotów jak i psów.


viewtopic.php?p=3616529:

W Polsce terapia kalcytriolem jest w zasadzie niedostępna. Z bardzo wielu powodów...
Nam się jednak udało i Biri ma prowadzoną terapię od lutego 2008. Pod koniec kwietnia poziom PTH był już w normie, dlatego dawka została zmniejszona. Prawdopodobnie Biri potrzebuje jednak większej dawki kalcytriolu, aby utrzymac PTH w normie. Zobaczymy przy kolejnym badaniu.
Aktulanie kota szaleje po mieszkaniu i jest bardzo wesoła, a o niedawnym małym kryzysie już powoli zapominam. Myślę, że zwiększenie dawki kalcytriolu miało częściowy wpływ na poprawę samopoczucia. Podobnie, jak kilka tygodni po rozpoczeciu terapii było to bardzo widoczne.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15256
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Pt cze 20, 2014 15:33 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

klaudiafj pisze:Rozumiem...
A dlaczego wet Cię zostawiła?

(... )Może ktoś z jakiejś fundacji lub ktoś kto kocha koty by pomógł się zająć, albo pielęgniarka dla rodziców z opieki długoterminowej - przychodzą do domu do nieuleczalnie chorych i tych z odleżynami, leżących. Nie wiem sama :(


Nie wiem dlaczego, to do niej pytanie, nie do mnie. Ja tego nie rozumiem, nie umiem wymyśleć motywów, nie wiem czy chcę się dowiedzieć.. Byłam w szoku, to świetna wet, nie tylko w Warszawie ale też ceniona w Polsce, z otwartym umysłem, wielką wiedzą, ogromną intuicja i miłością do zwierząt. Z dobrym kontaktem z ludxmi. Znamy sie kilka lat, wyciągała i leczyła moje bardzo chore koty, wolnozyjące, jestem zadowolona z lecznicy, ida mi w wielu wypadkach na rękę. Itd. Itp.
Czemu się tak zachowała? Nie wiem. I nie tylko ja jestem zdumiona. I nie tylko ja myslę, że nie ma uzasadnienia dla takiego zachowania.
Miałam zadzwonic następnego dnia abysie dowiedziec o wyniki Łapy i ustalic co dalej robimy - zawsze tak robimy.
"Pani Marzeno, wyniki nie są złe, one sa przerażające, widziała pani.
Zrobiłysmy już wszystko co jest możliwe. Zakładanie jej wenflonu to już będzie koniec. Często dozylne kroplówki to równia pochyła, a ona się stresuje, więc to bez sensu."
Ja: ale to co teraz? Mam ją tak zostawić?
cisza w telefonie - jestem impulsywna , więc przerwałam cisze pytaniem:
To moze chociaz kroplowki podskorne będę robić, dam coś na apetyt
"To najpierw niech pani da coś na apetyt i zobaczy czy to poskutkuje, dzisiaj proszę nie robić podskórnej kroplowki bo nie bęzie pani wiedziała od czego jest efekt jeśli będzie. już nie mogę dłużej rozmawiać, przepraszam".
Zawsze ustalałyśmy jakie leki, ile, po co mam przyjechać do gabinetu. tu nie było żadnej propozycji. I od tamtej pory cisza.
Ja nie chodzę do lecznicy, zreszt a po co, leki mogę kupić bliżej zamiast spędzać w podróży prawie dwie godziny. Działamy z asia2 na własną rękę, rozmawiając gdzie się da czy to już optymalnie to co robimy, czy cos jeszcze warto zrobić.
Pomoc do kotów mam, asia2 przychodzi na kroplówki, pani Ewa, moja znajoma od wolnożyjących kotow przychodzi im dawac jeśc, gdy mnie nie ma. rzecz w tym, ze z łapą teraz trzeba być, patrzec jak ona się czuje, dac jeść co jakiś czas no i patrzeć na te moje pozostałe maupy, ktore ją gnębią okropnie, nawet Mika ją zaczęła przepędzać łapą. zawsze Łapa była outsiderem - to szosty kot w moim stadzie tolerującym 5 kotow, sprawdzone i potwierdzone. Teraz jak jest chora nawet nie ma takich sił, aby uciec czy im oddać.Nikt nie będzie siedział u mnie z kotami, a ja boje sie ją zostawić. A jak będzie pogorszenie? Jak trzeba będzie pomoc jej odejść? jak się zacznie męczyc i nikogo nie bedzie w domu? Co wtedy?
U rodzicow do taty przychodzi pielęgniarka. Raz dziennie na zmianę opatrunku. Ale rzecz jest w: gotowaniu obiadów zgodnie z wytycznymi diety trzustkowej, robienie zakupow, sprzatanie, bieganie do lekarza POZ po skierowanie na transport medyczny, jeżdżenie z tata raz w tygodniu do chirurga na kontrolę ran itp. Moja mama z chorobą niedokrwienną serca połączoną z przewlekła obturacyjną chorobą [pluc w stadium najbardziej zaawanbsowanym oraz jeszcze nie do końca zdaignozowanymi TIA (mikroudary, zasłabnięcia na chwilę, kilkuminutowe) i zaburzeniami pamięci i świadomości i orientacji sama biega po mieście. I zalatwia wszystko. Jak nie weźmie lekow zacznie sie dusić. Przewlekły stres, przemęczenie, niedożywienie i odwodnienie to podstawa do atakow TIA - tak miała dwa razy przy taty łóżku w szpitalu. Do opieki spolecznej sie nie kwalifikuja juz nie pamiętam z jakiego powodu. A pielęgniarka jest tylko do określonych celow.
Dlatego potrzebyuje pomocy, mojej obecności, bo wtedy ja zrobię większośc rzeczy, a ona w swoim tempie też trochę. I odpocznie.
Ale nie umiem zostawić Łapy w stanie takim w jakim jest. Umarłabym ze strachu. Miała poczucie pozostawienia jej w cięzkiej chorobie w samotności.
"Co robić?" to pytanie zadaję sobie cały czas. Nikt nie znajduje na nie dobrej odpowiedzi.
Co mam zrobić z Jeepem? dzisiaj nie mam żadnych wiadomości, babsztyl mnie olewa zupełnie.
Gdzie mam go zabrać, jak mam go włączyć w tej mojej sytuacji do stada?

łapciaka nakarmilam. Muszę się zaraz przymierzyć do zrobienia samej kroplowki. Może byc ciężko, bo kotunia nabrała sił witalnych do walki ze mną. Musialam dzisiaj w końcu odkurzyć mieszkanie, bo w powietrzu juz nie było powietrza tylko kłaki pomieszane z pyłem i żwirkiem i kurzem. Nawet usiadła i patrzyła na potwora, z ktorym zawsze, ale to zawsze walczyła i gadała. dzisiaj tylko raz podniosła łapkę, swoją rudą.
Przyszła babka od ubezpieczenia mieszkania - zapomniałam o tym, skasowała 200zł i jej nie ma. Zadzwoniła domofonem, Łapciak czujna, ze to asia2 na kroplowkę, gdzies się zakamuflowała. Muszę jej poszukać .
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 15:53 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Moja wet też mnie zostawiła przy fatalnych wynikach Buraczka, tzn. napisała w mailu, że nic już ona nie jest w stanie zrobić. Kot był zapisany do dr Neski, ale tej wizyty nie dożył.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15256
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Pt cze 20, 2014 16:45 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

mziel52 pisze:Moja wet też mnie zostawiła przy fatalnych wynikach Buraczka, tzn. napisała w mailu, że nic już ona nie jest w stanie zrobić. Kot był zapisany do dr Neski, ale tej wizyty nie dożył.

okropne uczucie, prawda? Przecież jeśli nie decydujesz się na eutanazje to można otoczyc kota opieką paliatywną, nie zawsze celem jest wyleczenie. Moja wet, przecież, własnie tak prowadziła wolnozyjącą wygłodzoną Senioreczkę, mająca podobne do Łapy wyniki. A Łapki nie chciała.
I co robiłaś? Dawałas coś na własną rękę?

dzięki za cytaty i link. Pewnie kiedyś poczytam, wgłębię się. już wczoraj się zastanawiałam nad tym, w ktorym momencie działać już na nerki i jak. Robię swoim kotom badania profilaktycznie, raz w roku krew. I wiem np. ze siostry Senioreczki (*) moja Nutka i notka mają krea 1,8, podobnie Mikunia. I co z ta informacją robić? Coś robić czy jeszcze nie?
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 16:48 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

A Łapa mi samej pozwoliła jedynie zrobić sobie kroplówki 50ml i dac 2ml duphalyte. Uciekła mi 4 razy. raz gdy kroplowka leciała otworzyły sie na ościez drzwi na korytarz i pozostałe stadko radośnie wybiegło. Nie przejęłabym się zbytnio, ale w związku z przeciągiem zaczęlo się zamykac okno na ktorym wisiała kroplówka. ech. wczesniej gdy grzałam kroplówkę wypadl mi wlewnik, nie miałam kolejnego więc jeszcze szybciorem do gabinetu pobiegłam. Pierdola jestem, ot co.

Teraz siedzi na biurku na modemie i patrzy na mnie z wyrzutem. Jest dzisiaj żywsza niż wczoraj. Każdy dzien to jedna wielka niewiadoma. A rano było źle, nie mowiąc o wczorajszym wieczorze i nocy.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 17:12 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Marzenia11 a nie próbowałaś iść do innego weta? Ja bym nie podawała nic na własną rękę, nie skończyłam weterynarii.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt cze 20, 2014 17:20 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

klaudiafj pisze:Marzenia11 a nie próbowałaś iść do innego weta? Ja bym nie podawała nic na własną rękę, nie skończyłam weterynarii.

Tu jest podforum nt kotow chorych na nerki - skarbnica wiedzy i doświadczenia.
z łapa nie szłam, ale o jej wynikach tak, rozmawiałam itp. Łapa miała już wczesniej zalecone kroplowki podskorne, ale rzadko, teraz tylko je kontynuujemy i w zwiekszonej ilości plus dodalysmy leki. Przy konsultacji z forum, mając jakies tam własne doświadczenie no i rozmawiając z wetami. Łapa miała zrobioną pełną diagnostykę więc wiadomo co jest.
Ale to jest trudne, tak bez weta prowadzacego, ktory zna kota.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt cze 20, 2014 17:54 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Dawałam wszystko, co kot brał do tej pory, czyli kroplówki, alusal, żelazo, wit. B 12, solvertyl, lakcid itd., karmiłam strzykawką nerkową karmą, o czym wetka wiedziała, tylko niczego więcej już nie potrafiła zaproponować. Z tym, że mój kot nie tylko z nerkami miał problem, wcześniej chorował na hemobartonellę, a jego nerkowy upadek zaczął się od bardzo silnego kk, z krwawieniami w pyszczku, kilkakrotnie nawracającego, bo niestety wirus mutował na drugim, nienerkowym kocie, reszta stada nie miała objawów. Podejrzewam, że nadmiar zastosowanych antybiotyków dobił mu nerki.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15256
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Pt cze 20, 2014 18:10 Re: (2) WAW-Mikunia. Jakoś zyjemy, mimo wszystko.

Dałam Łaputkowi pasztecik.
Walczy okrutnie.
Ale albo mi się zdaje (niech i się zdaje), albo ma bledsze śluzowki. Jakoś zwrociły moja uwage wargi, ustka czy nie wiem jak to się nazywa u kota, ktore mocno zaciska aby nie wziąć jedzenia.
Do masakrowania wzięłam ja ciepltuką z modemu, teraz tam wrocila, patrzy na mnie znów z wyrzutem, ale sie juz powoli układa, oczka się zamykają...
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35648
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 189 gości