klaudiafj pisze:Rozumiem...
A dlaczego wet Cię zostawiła?
(... )Może ktoś z jakiejś fundacji lub ktoś kto kocha koty by pomógł się zająć, albo pielęgniarka dla rodziców z opieki długoterminowej - przychodzą do domu do nieuleczalnie chorych i tych z odleżynami, leżących. Nie wiem sama
Nie wiem dlaczego, to do niej pytanie, nie do mnie. Ja tego nie rozumiem, nie umiem wymyśleć motywów, nie wiem czy chcę się dowiedzieć.. Byłam w szoku, to świetna wet, nie tylko w Warszawie ale też ceniona w Polsce, z otwartym umysłem, wielką wiedzą, ogromną intuicja i miłością do zwierząt. Z dobrym kontaktem z ludxmi. Znamy sie kilka lat, wyciągała i leczyła moje bardzo chore koty, wolnozyjące, jestem zadowolona z lecznicy, ida mi w wielu wypadkach na rękę. Itd. Itp.
Czemu się tak zachowała? Nie wiem. I nie tylko ja jestem zdumiona. I nie tylko ja myslę, że nie ma uzasadnienia dla takiego zachowania.
Miałam zadzwonic następnego dnia abysie dowiedziec o wyniki Łapy i ustalic co dalej robimy - zawsze tak robimy.
"Pani Marzeno, wyniki nie są złe, one sa przerażające, widziała pani.
Zrobiłysmy już wszystko co jest możliwe. Zakładanie jej wenflonu to już będzie koniec. Często dozylne kroplówki to równia pochyła, a ona się stresuje, więc to bez sensu."
Ja: ale to co teraz? Mam ją tak zostawić?
cisza w telefonie - jestem impulsywna , więc przerwałam cisze pytaniem:
To moze chociaz kroplowki podskorne będę robić, dam coś na apetyt
"To najpierw niech pani da coś na apetyt i zobaczy czy to poskutkuje, dzisiaj proszę nie robić podskórnej kroplowki bo nie bęzie pani wiedziała od czego jest efekt jeśli będzie. już nie mogę dłużej rozmawiać, przepraszam".
Zawsze ustalałyśmy jakie leki, ile, po co mam przyjechać do gabinetu. tu nie było żadnej propozycji. I od tamtej pory cisza.
Ja nie chodzę do lecznicy, zreszt a po co, leki mogę kupić bliżej zamiast spędzać w podróży prawie dwie godziny. Działamy z asia2 na własną rękę, rozmawiając gdzie się da czy to już optymalnie to co robimy, czy cos jeszcze warto zrobić.
Pomoc do kotów mam, asia2 przychodzi na kroplówki, pani Ewa, moja znajoma od wolnożyjących kotow przychodzi im dawac jeśc, gdy mnie nie ma. rzecz w tym, ze z łapą teraz trzeba być, patrzec jak ona się czuje, dac jeść co jakiś czas no i patrzeć na te moje pozostałe maupy, ktore ją gnębią okropnie, nawet Mika ją zaczęła przepędzać łapą. zawsze Łapa była outsiderem - to szosty kot w moim stadzie tolerującym 5 kotow, sprawdzone i potwierdzone. Teraz jak jest chora nawet nie ma takich sił, aby uciec czy im oddać.Nikt nie będzie siedział u mnie z kotami, a ja boje sie ją zostawić. A jak będzie pogorszenie? Jak trzeba będzie pomoc jej odejść? jak się zacznie męczyc i nikogo nie bedzie w domu? Co wtedy?
U rodzicow do taty przychodzi pielęgniarka. Raz dziennie na zmianę opatrunku. Ale rzecz jest w: gotowaniu obiadów zgodnie z wytycznymi diety trzustkowej, robienie zakupow, sprzatanie, bieganie do lekarza POZ po skierowanie na transport medyczny, jeżdżenie z tata raz w tygodniu do chirurga na kontrolę ran itp. Moja mama z chorobą niedokrwienną serca połączoną z przewlekła obturacyjną chorobą [pluc w stadium najbardziej zaawanbsowanym oraz jeszcze nie do końca zdaignozowanymi TIA (mikroudary, zasłabnięcia na chwilę, kilkuminutowe) i zaburzeniami pamięci i świadomości i orientacji sama biega po mieście. I zalatwia wszystko. Jak nie weźmie lekow zacznie sie dusić. Przewlekły stres, przemęczenie, niedożywienie i odwodnienie to podstawa do atakow TIA - tak miała dwa razy przy taty łóżku w szpitalu. Do opieki spolecznej sie nie kwalifikuja juz nie pamiętam z jakiego powodu. A pielęgniarka jest tylko do określonych celow.
Dlatego potrzebyuje pomocy, mojej obecności, bo wtedy ja zrobię większośc rzeczy, a ona w swoim tempie też trochę. I odpocznie.
Ale nie umiem zostawić Łapy w stanie takim w jakim jest. Umarłabym ze strachu. Miała poczucie pozostawienia jej w cięzkiej chorobie w samotności.
"Co robić?" to pytanie zadaję sobie cały czas. Nikt nie znajduje na nie dobrej odpowiedzi.
Co mam zrobić z Jeepem? dzisiaj nie mam żadnych wiadomości, babsztyl mnie olewa zupełnie.
Gdzie mam go zabrać, jak mam go włączyć w tej mojej sytuacji do stada?
łapciaka nakarmilam. Muszę się zaraz przymierzyć do zrobienia samej kroplowki. Może byc ciężko, bo kotunia nabrała sił witalnych do walki ze mną. Musialam dzisiaj w końcu odkurzyć mieszkanie, bo w powietrzu juz nie było powietrza tylko kłaki pomieszane z pyłem i żwirkiem i kurzem. Nawet usiadła i patrzyła na potwora, z ktorym zawsze, ale to zawsze walczyła i gadała. dzisiaj tylko raz podniosła łapkę, swoją rudą.
Przyszła babka od ubezpieczenia mieszkania - zapomniałam o tym, skasowała 200zł i jej nie ma. Zadzwoniła domofonem, Łapciak czujna, ze to asia2 na kroplowkę, gdzies się zakamuflowała. Muszę jej poszukać .