Witajcie po mojej dłuuuuuugiej nieobecności!
Kilka tygodni temu z bólem pożegnaliśmy naszego psa, Fagota. Bidulek co prawda miał już prawie 15 lat, gdzie długość życia owczarków belgijskich szacują na 8-10 lat, więc można powiedzieć, że i tak przeżył sam siebie... Ale i tak przykro było nam wszystkim ogromnie...
Luna też chodziła taka przygnębiona, w ostatnich dniach psiego życia była ultraspokojna, nie biegała po domu, koło psa chodziła powoli i cichutko. Chyba przeczuwała, co się stanie

Na pewno będziemy o Tobie pamiętać, Fagot. [*]
W domu bez psa zaczęło się już robić nieznośnie, spodziewałam się, że akurat kot będzie bardziej zadowolony, bo w końcu miała całą przestrzeń dla siebie, ale i ona była jakaś nieswoja. Wciskała się bez przerwy w jakieś dziwne miejsca i szczeliny, chociażby za szafę (gdzie w życiu nie wlazła), jakby szukała Fagota. Życie kota i ludziów zostało wywrócone do góry nogami... A teraz wywróciło się jeszcze bardziej.
Od wczoraj mieszka z nami pani piesełek.

Pani piesełek to flat coated retriever i ma na imię Bora. Rzecz jasna już zadbaliśmy o jej właściwe "wyżywienie", w hodowli była karmiona Royalem i barfem - dość dziwne połączenie, nie sądzicie?

Jednak bardzo nas cieszy, że wcina surowe mięso, więc postanowiliśmy karmić ją Orijen + barf. W miarę zdrowo i bezpiecznie

Jak to szczeniak, jest żywym srebrem i wszędzie jej pełno. Na szczęście, w naszym mieszkaniu w przedpokoju jest kilka schodków, których psinka na razie nie potrafi pokonać - i tam kot ma swój azyl, gdzie nikt go nie zaczepia. Powiem szczerze, że czytałam kilka historii o tym, że pies i kot się nigdy nie zaakceptowały i teraz, za przeproszeniem, robię w gacie na samą myśl o ciągłej izolacji jednego od drugiego. Przyzwyczajamy je do siebie powolutku, mieszając zapachy, wymieniając kocyki i zabawki, poświęcając kotu mnóstwo uwagi i zabawy, żeby pod żadnym pozorem nie poczuła się odtrącona. Na razie jednak Luna w ogóle nie wchodzi na "drugą część" mieszkania, czyli za schodki. Nie jeży się, nie syczy, nie warczy, tylko... Siedzi. Albo zwiewa, jak na horyzoncie pojawi się Bora.
Stresuję się tym strasznie, choć wiem, że nie powinnam, bo zwierzaki też wyczuwają mój stres. A przecież dopiero mija ich pierwsza doba razem! Chciałabym wejść do tej kociej głowy, bo nie wiem, czy Luna po prostu to olewa, czy się boi, czy jest zła... Generalnie nie wygląda na specjalnie zestresowaną, ot, nowa sytuacja, ale przychodzi się miziać, śpi na swoich zwykłych miejscach, czyli na krześle, drapaku albo łóżku, wszystko zjada jak trzeba, bawi się... Tylko czasem jak usłyszy psa w drugim pokoju, to zamiera bez ruchu, nasłuchując, no i nie wychodzi poza swoją "bezpieczną strefę"
No cóż, na razie pozostaje mi tylko powolne przyzwyczajanie ich do siebie i minimalizowanie kociego stresu do minimum. Bo psina najchętniej zalizałaby wszystkich z radości, więc o nią nie mam się co martwić

W zasadzie jestem raczej dobrej myśli, w końcu Luna przez całe swoje życie mieszkała pod jednym dachem z psem. Fagot jednak był już dorosły i spokojny, jak kot pojawił się w domu, wyglądał raczej na głęboko zdziwionego "Co mi tu przynieśliście? Takie małe? Mogę to powąchać?", a szczeniak, mimo że w tej chwili jest chyba mniejszy od Luny, jest bardzo ruchliwy i wszystkich w zabawie podgryza.
Ech, przede mną kilka tygodni ciężkiej pracy

Pozdrawiamy kocio-psio!