

Czekalam wtedy na dostawe mebla i zamierzalam ja za wczasu zamknac w kuchni wiedzac jaki to strachulec - ale trzymajac ja na rekach otworzylam drzwi, za ktorymi ujrzalam starszego pana z rozczochranymi wlosami (bo na dworze byla wichura) i w okularach i mnie sama strach oblecial - a moja kota podrapala mnie do krwi (szyje, dekolt) i czmychnela. Wdajac sie w rozmowe z tym panem nie zauwazylam w ktorym kierunku kota czmychnela - zaczeli wnosic i montowac meble a ja zaczelam szukac kota.Pytalam dostawcow czy nie widzieli moze kota jak wnosili bo drzwi byly caly czas otwarte - ale nikt nic nie widzial i nie slyszal. Powiedzieli poszedl to przyjdzie. Po zakonczonym montazu ubralam sie a byl to 6 grudzien i wyszlam na zewnatrz szukac kotki. Kicialam wokol budynku z dobra godzine poplakujac przy tym ale w koncu przyszlam do mieszkania i zastanawialm sie co powiem synowi jak wroci ze szkoly - co stalo sie z kotka


Moze Scooby tak sie wystraszyl swojego napastnika - ze tez zaszyl sie "w mysia norke". A kot nie przybiegnie na wolanie tak jak pies. Mozesz przechodzic kolo niego i nie odezwie sie nawet. Nie wiem naprawde - co o tym sadzic. Kto zrozumie kota





Scooby - nie boj sie - wracaj do domu - wszyscy za toba tesknia - wracaj kotku - prosze
