Wczoraj wypuściłam Nowika – po raz drugi, bo kilka dni po pierwszym wypuszczeniu przybiegł za mną pod blok, a że pogoda znów była okropna, to znów wzięłam go do siebie...
Jednak wczoraj nasiliły się jego napady agresji, i przede wszystkim autoagresji – po powrocie z pracy zastałam łazienkę całą we krwi

– okazało się że Nowik znów atakuje swój ogon; wcześniej zdarzyło mu się to dwa razy, ale nie wyglądało tak groźnie. Wczoraj najwyraźniej zamierzał sobie ogon odgryźć. Widok okropny, i dźwięki przy tym wydawał straszne
Na razie nie wymyśliłam nic lepszego, jak wypuszczenie go (i tak miałam to wczoraj zrobić, bo jego obecność do tego stopnia stresowała mojego Śpiocha, że non stop siedział na szafie, nawet kuwetę musiałam mu tam postawić

).
Mam nadzieję, że na dworze zapomni o swoim ogonku, ale to nic pewnego, bo on jest trochę szalony. Nie wiem, czy jego problemy mają źródło wyłącznie psychiczne, czy są pochodną jakichś dolegliwości fizycznych – pewne oznaki wskazywałyby na to drugie, ale żeby to wiedzieć na pewno, musiałabym mieć możliwość obserwacji go przez dłuższy czas, w spokoju, bez towarzystwa innych kotów. A to jest niewykonalne
Poza tym to cudowny kocurek i bardzo się o niego boję. Na wolności jest wyraźnie zagubiony, czyha na mnie, gdy przychodzę i wychodzę z pracy i obwieszcza wszem i wobec, że przecież on jest mój

A ja:

Niewesoło.
Od razu miejsce Nowika w moim mieszkaniu zajęła Maja. Akurat wczoraj przyszła na kolację w inne miejsce, bardzo dla mnie wygodne do łapania, no i miałam ze sobą transporterek. To niewiele myśląc capnęłam ją, mimo że jest u mnie jeszcze Burunia (ale dziś ją wypuszczę) oraz Sofia i Gala (nie wypuszczę...).
Muszę jeszcze dołapać kocurka, i tym sposobem – drugą turę zacząć czas...
-----