Z imionami mam tak, że albo przyjdą mi do głowy od razu w przypływie oświecenia, albo strasznie trudno mi znaleźć coś, żeby pasowało. Ale i pośpiechu nie ma, póki nie wpisane oficjalnie do książeczki, to jest czas na wymyślanie, a nowy dom i tak najczęściej sobie zmienia.
Zresztą u nas w domu to i tak rzadko imion używamy. W sumie tylko w stosunku do Kawy i Korneliusza, a oprócz tego jest czarna, gruba, beżowa, kudłaty, srebrny, biała (która zresztą biała nie była, tylko beżowa, ale biała została w oczach TŻ jako kontrast do czarnej) i mnóstwo innych.
Tak więc i srebrna z dymną różne ksywki mają - poczynając od głupiej i głupszej (to zamiennie, z zależności która akurat bardziej się wykaże).
Dymna może zostać Ofelką, nawet mi przypasowało. A na srebrną jeszcze muszę trafić na to imię. Zastanawiam się nad jakąś odpowiednią bohaterką z Szekspira, skoro jest już Ofelia. Może Kasia z "Poskromienia złośnicy?" Ale Kasia jest zbyt ludzkie. Tak samo Helena z "Wiele hałasu o nic", a Viola za bardzo wydumane.
Gryzeldy nie chcę. Pomijając złą karmę, bo co ma kogoś gryźć, to "Gryzia" zupełnie mi się nie podoba.
A ugryzła mnie z mojej winy w zasadzie, bo się biedna przede mną schowała z boku kanapy, a ja - będąc na tej kanapie - przechyliłam się i chwyciłam ją znienacka od góro-tyłu, czego stanowczo nie powinno się robić (kiedy tak zrobiłam w ubiegłym roku któremuś buremu, to do tej pory mam pręgę na dłoni). No to srebrna wzięła się odwinęła i capnęła mnie w kciuk. Kiedy jednak zobaczyła, że to tylko ja, to się uspokoiła i dalej była już słodka. Nawet przy zakrapianiu oczu.
Tylko mógłby już przestać mnie boleć
