MalgWroclaw pisze:Mam nadzieję, że to dobry dzień. Jak maluchy, jak Wy?
Zobaczymy co dzionek przyniesie.
Serdecznie dziękjemy za kciukasy bo są bardzo potrzebne.
Z piątki malców trzyma się jakoś Rysio. Jest na Betamoxie i ciągłym palowaniu termometrem.
Bardzo, bardzo źle się czuje Rufi - to grafitowo-biały, największy chłopak. Jest prawie nieprzytomny z gorączki. Jakby go nie było. Tolfa nie wystarcza nawet na 12 godzin. Po pracy zastałam szmatkę. Wczoraj już myślałam o kroplówce ale się pozbierał i podjadł ze strzykawki convy. Rano było to samo. Zajrzałam do dzieci o trzeciej i TZ budziłam by dać mu zastrzyk z tolfy i napoić. Już się nie położyłam.
Dziś do weta na kontrolę.
A nie położyłąm się bo.. Bo to trzeba było głodomory nakarmić. Mamunię dzikunię od dzieci odciążyć i do kojca bachorki przenieść. Dać rodzince żarcia. Bo mamunia głodnie głodna była strasznie po nocy. A bo to trzeba było kuwety oczyścić. Pralkę wstawić i dom ogarnąć.
Poszłam też mimo deszczu do dzików. Jako ta durnowata bohaterka od kotów

Lało jak cholera i już sobie zaczęłam tłumaczyć,że koty nie przyjdą, mając chęć zaszyć się pod kocykiem. . Były.
Nie wybrałam się tylko do pingwinek bo już cała mokra byłam. Od butów zeszlajanych do wyciekania wody, aż do głowiny gdzie zel mi ścięło. Okulary też zalane były... deszczem zalane. Nimfa była prawie wodna ze mnie, choć nie chybnie urodziwa to umoczna doszczętnie.

W buciorach chlupało i przelewało się. Obecne buty mam oryginalne. Misz masz dziur, starć i wystającego czegoś tam. Nie, to nie jest siano

tylko jakieś badziewie fabryczne co wylazło. Buciki mi zszargały się wyjątkowo szybko na płocie utykając między szczebelkami. Te różowe , świętej bucikowej pamięci, były pod tym względem lepsze, wytrwałe i wygodniejsze. Bardziej twarzowe znaczy sie nożne. Na grubej podeszwie. Ale co robić. Musiałam skrócić im humanitarnie

żywot i pozwolić odejść do Bucikowego Nieba. Choć smutek został. Może wrócą z innymi sznurówkami

Mikuniowi znów domek "niby" się rozwiał. Ludzie niby rozsądnie brzmiący. Wypełnili ankietę, zgodzili się na wizytę pa. No, ewentualnie zgodzili się umówić ,jeśli to konieczne. Tak konieczne. Bo nie uwierzę w słowne zabezpieczenie balkonu. Ale chciałam się na wizytę wprosić

to zaległa cisza totalna. Ostatnio inny pan był obruszony do żywego, że Myszki nie oddam do ich wspaniałego domu na... podstawie fotek tylko. To z ich oglądu mam się utwierdzić jak jest fajnie.
I tak sie plotą zgłoszenia i adopcje.
Szkoda mi Myni i Mikusia. Choć Mikusiek jest bardziej wrażliwy i ostatnią sytuację z mega dokoceniem źle znosi.
Karolinka ma zero zapytań.
Myszka doskonale sobie radzi w stadzie jako przebojowa pyskówka.
Czekamy na nowe foty i ruszymy z ogłoszeniami.