Miau dobry!
Jak noc minęła? Mam nadzieję, że dała chwilę oddechu po wczorajszych upałach?
U nas było prawie 30 stopni, więc jakby powiedział K.Pawlak, choć weź i smołę gotuj.
A do tego adrenaliny sporo, więc już w ogóle zrobiło się gorąco

A było to tak: jadę ja sobie po obrzeżach miasta, leniwe niedzielne popołudnie, dojeżdżam do miejskiej plaży i cóż widzę?
Ano kaczą mamę próbującą przeprowadzić kaczaki z kanałku na drugą stronę ruchliwej ulicy, gdzie zaczyna się teren plaży.
Akurat do nich podjeżdżałam, kiedy kaczka stanęła na krawędzi krawężnika i dawała sus na jezdnię, a ja usłyszałam jadący z tyłu samochód

Migiem zeskoczyłam z roweru i prawie wyleciałam na jezdnię, machając rękoma i krzycząc: STÓJ!
Gościu się zatrzymał (dobrze, że z naprzeciwka akurat nic nie jechało), kaczka przeleciała przez ulicę, kręcąc zadkiem, kaczaki, w liczbie 6 lub 7 (nie wiem, bo tak szybko zasuwały, że omal oczopląsu nie dostałam), za nią - też kręcąc kuperkami
Po czym dali wszyscy nura w trawę i tyle ich widziałam. Samochód odjechał, a mnie jeszcze dłuższą chwilę telepało

Ufff, dobrze że akurat znalazłam się w tamtej chwili w tamtym miejscu

A z kolei w sobotę przeniosłam kilka ślimaków ze ścieżki w trawę.
Taka jestem pokręcona na punkcie zwierząt
