Wybaczcie proszę ale wczoraj marazm mnie dopadł. Poza tym prócz komórki nie miałam dostępu do netu. Rano poszedł się weekendować już. A jak trafiłam do domu to zaległam w sen z kotami na sobie i u boku. Mikuś i Maja nie mogli się nacieszyć. A Mysia spokojnie położyła się z kawałkiem kartonika czekając aż będę miała chęć jej rzucać.
Jestem zmęczona. Wstaję przed 4 by ze wszystkim się wyrobić. Ledwo do pracy się wyrabiam.
W pracy wczoraj jak ta Żaneta z Żor

snopki zaksięgowałam, transport wysłałam, kawkę pyknęłam, poryczałam na klientów ale ... mi Tigera zabrakło by kopa dostać.
Dzieci wczoraj pojechały do weta.Zaliczyły zastrzyki. Do jutra podajemy krople.
Wecik mocno zadowolony . Rufi waży 700 ,pozostała reszta 600. Szczególnie po chłopcach widać ,że urośli i przytyli. Bo... płeć jest już dobrze rozpoznawalna.

Widać w co im idą tacki i chrupy.
Rufi ma lekko zafafluniony nosek więc uważać musimy. Roki ma "zwichnięty" ogonek co jest przyczyną jego dziwnego zawijania się. Wet stwierdził ,że nie jest to bolesne i albo się uszkodził wcześniej albo taki się urodził. Prócz Rózi wszystkie jedzą już same. Rózia niestety dopomina się o strzykawę z convą.
Conva

kolejny kamyk do zniechęcenia. Czy można sobie wyobrazić miasto w którym TEGO dostać nie mogę. Dostawca nawalił u naszego weta .Podjęłam próby zakupu proszku w okolicznych lecznicach. NIC. Zaczęłam telefonować i wreszcie jest w jakiejś pipidówce, nowo otwartym gabinecie. Pojechaliśmy z Januszem po pracy. Kartą płacić nie można to wołam TZ z portfelem. Niepotrzebnie bo tylko jedna saszetka była. Nie raczył tego wet powiedzieć zanim Janusz przyszedł.
Staliśmy się miastem ...No jakimś tam miastem gdzie co skrzyżowanie jest apteka, kościół, lecznica dla ludzi lub zwierząt tylko to nic nie znaczy.
Malce dostały Betamox. W niedzielę do kontroli.
Niestety wczoraj weta zaliczyli także Mikuś i Karolina. Niby nic ale coś nie tak. Mikuś jest zbyt smutny, Karolina zwymiotowała już drugi raz. Oboje mają czerwone gardło. Tolfina, antybiotyk i trzymać się mamy z dala od gabinetu by koty nie stresować.
Albo przeciągi albo stres im się na gardle odbiły. Albo jedno z drugim jest powiązane. Szczególnie Mikuś jest wrażliwcem. W krótkim czasie przybyło nam 7 kotów i trudno by było kotom udawać ,że nic się nie dzieje. Pokój jest też zablokowany, ograniczona jest przestrzeń ...noszą tam lepsze żarcie, giną tam duzi na długie chwile. Nasz brak czasu i wieczne zmęczenie odbija się na reszcie stadka.
Dziś Mikunio i Karolinka zjedli normalnie śniadanie więc może to była moja super panika.
Dziś sprzątam, sprzątam, głaszczę koty i staram się nie denerwować. Bo zwaliły michy, bo pobiły przykrywkę od gara, bo znów siedzą na siatach w oknach.
Bardzo dziękuję za wsparcie. Za chrupy, wpłaty, leki (te już dawno doszły tylko wczoraj dopiero Janusz kopertę mi dał

).
Zrobiłam listę ale jak ta Żaneta z Żor pykłam w biurko i zabyłam.
Mam wrażenie, że gonię własny ogon.
Co do kojca. Serdeczne podziękowania za chęć pomocy w jego zakupie

. Pogadaliśmy z Januszem rozpatrując wszystkie za i przeciw na spokojnie. Postanowiliśmy się jednak wstrzymać. Janusz mnie przekonał. Jest kilka powodów. Nie wiemy jak się to to sprawdzi w realu. Hania zgodziła się pożyczyć nam swój kojec. Przetestujemy na żywo jego przydatność. Drugi powód powstrzymania się od zakupu, to wielka wiara w to, że obecny miot maleńtasów będzie pierwszym i ostatnim w tym roku. W innych też.

Szkoda by było,żeby taka fajna/droga rzecz dulczyła w kącie.
Nie będę kusić losu.A z mej wiary proszę się nie śmiać
.
Wielkie, wielkie podziękowania od nas dla Was
A teraz o maleńtasach. Są już bardziej sprawne , pyskate i z każdym dzionkiem bardziej urocze. Widać u każdego inny charakter. Dziewczyny są przebojowe i szybkie. Szybkie głaskanie, mizianki i już ich nie ma. Rufi ostrożny i jakiś nieobecny. Ale lubi głaskanie po brzuniu. Rysiula jak misiaczek rozkręca się , rozkręca by potem nie móc się zatrzymać. Roki lubi kolana i patrzenie w oczy. Podejmują udane próby spierniczenia z prowizorycznego pastwiska.
Trzeba oczy mieć wszędzie. Lubią jak siedzi się z nimi podczas szaleństw. Czuje się jak drapak i jak Babcia Klozetowa co w czynie społecznym otwiera i zamyka ościeże. Malce jak chcą siusiu to pod drzwiami klatki drobią łapinkami i popiskują. Należy uchylić drzwiczki. Wpadają po kolei i szybko załatwiają to co mają załatwić. Potem siedzą po drugiej stronie i żądają wyjścia drobiąc łapinkami i popiskując. Tam zostały pudełeczka, zabawki, kulki.
Rufi nadal uważa, że miska z chrupkami to luksusowa tajtojka.

Więc jak rodzeństwo czeka w kolejce do zbiorowej kuwety on idzie do swojej.
Mama jest dzika i dobrze. Co prawda nie obraża się na żarcie i wchłonie wszystko.