Oj działo się ,działo...
Dziś postanowiłam przetestować mojego ulubionego weterynarza.
Jak?
Ano- bardzo prosto: niech zbada(!), pobierze krew (!!) oraz ogoli (!!!) BLUSIĘ.
Albowiem nasz ulubiony Blusiaczek jak wiecie kotkiem jest dzielnym nad wyraz: ostatniemu weterynarzowi Ewissko osobiście wypięła jego pazura z twarzy.
Chciał nieszczęsny człowiek dać kotkowi zastrzyk. Blusia miała akurat zdanie odrębne na temat zastrzyków , co zamanifestowała przebijając mu dolną (bodaj...) wargę pazurem na wylot.
Ewissko nie straciła na szczęście refleksu, zamiast pozwolić wyszarpnąć ów pazur wyjęła go pozostawiając gustowną i krwawiąca dziurę w doktorskiej fizjonomii.
Nadmienię ,że wyboru doktora dokonałam z pewną maleńką premedytacją: miały bowiem miejsce z jego strony
urocze żarciki o zbyt małej ilości posiadanych przeze mnie kotów oraz teksty typu "a pani to zapewne wie z forum..." (jasne
p'sze pana , ja wszak skąd taka babina jak ja może wiedzę czerpać...z tego straganu z kapustą co to go prowadzi?)
No wiecie: kociara = kobiecina bez zębów, śmierdząca kocim sikiem , w chuścinie i walonkach.
Kto widział Kotkisia ten wie ,że TO JA!
Zatem zawiozłam moje ulubione zwierzątko wesoło porykujące i parskające na przednim siedzeniu do mojego jakże uroczego weterynarza:)
Powiem Wam jedno: Blusia mnie sromotnie zawiodła.
Nie pozbawiła nikogo ręki , nogi, ani żadnej innej tzw. części wystającej.
Ba! Nie podrapała solidnie nawet. Poryczała, pofuczała i posyczała a następnie poszła spać.
Z pomocą zastrzyku rzecz jasna.
Owszem, musiał doktor wykonać kilka wdzięcznych podskoków i ze dwa piruety, ale w sumie zabawa była najwyżej na trzy z plusem.
A ja liczyłam na fajerwerki- jakaś doktorska ręka do szycia, jakaś wdzięczna rana kłuta bądź przynajmniej cięta twarzy , przydająca męskiemu obliczu uroku komandosa z ABW...
A mówiłam tej niebieskiej mendzie całą drogą ,że jest okazja do wykazania się! I co? I NIC!!
Sytuację uratowała Gryzdynka , która solidarnie użarła asystenta doktora zanim została spacyfikowana.
Ponieważ po strachliwej i spokojnej Gryzi nikt się takiego ducha bojowego nie spodziewał - bardzo mi się ten występ podobał.
Ma dziewczyna talent oraz chęci. Jest rozwojowa!
Blusia została zbadana, ostrzyżona od strony podwozia oraz rozczesana. Obcięto gadzinie pazurki, zajrzano tu i ówdzie.
I wiecie...ówdzie znaleziono ni mniej, ni więcej urocze męskie przyrodzenie kocie.
Na okoliczność którego obaj doktorzy zostali przepytani i zgodnie potwierdzili MĘSKĄ płeć Blusidła.
Oczywiście!!! Dlatego ten podły
potfurr nawet nie użarł wetrynarza.
Solidarność...hmmm....męska!
Wyniki obie mają niezłe, Blusia ma nieco podniesione Aspat- do powtórzenia za miesiąc. Nie jest ona już młódką.
Trzeba im zęby zrobić.
Ewissko szczęśliwa , bo odzyskała swoje cudo (?) , weterynarz zapewne też- przeżył i jeszcze kasę zarobił.
Kotkins nie jest do końca usatysfakcjonowany, ale cóż- nie należy się oglądać na kocie Conchity Wurst alias Blusisłąwy będące Blusisławami, tylko użyć najstarszej broni świata , czyli złośliwości własnej.
Co z westchnieniem obiecuję zrobić...następnym razem.
Albowiem nie cierpię jak facet z pobłażaniem usiłuje zrobić ze mnie "głupią babę od kotów".
Jak będę chciała takową zostać- zostanę bez niczyjej pomocy...
Podpisano :
Kotkinsiu wku***