Dymny ulicznik Hemingway ma już swój własny dom :)

myamya, ta siatka mocna, mam nadzieję? A że się wspina, wcale niekoniecznie musi potrzebować wychodzącego domu.

Pan, który ją montował twierdził, że mocna i że testowana na ciężkim kocie wspinającym się. Metalowa, bardzo gęsto i chyba solidnie przymocowana do ramy. Przy montażu była testowana na mnie (tzn. czy dam radę ją obluzować - nie dałam).
Obejrzałam ją po wyczynach Hemingwaya, nie widać, żeby coś się poluzowało albo uszkodziło.
Tak czy inaczej, okno nigdy nie jest otwarte, jak mnie nie ma w domu, i zwykle mam na oku, co się koło niego dzieje (nie z powodu strachu o siatkę, tylko z powodu szerszeni, które mnie dosyć często odwiedzają

).

Z tym wychodzącym domem to coś na rzeczy jest, on faktycznie domaga się, żeby go wypuścić i jest przy tym dosyć marudny. Ale nie widać, żeby był jakoś strasznie nieszczęśliwy z tego powodu, że nie wychodzi.

Edit:
Nota bene, okno i Hemingway to zły pomysł, nie z powodu tego, że może rozwalić siatkę, tylko dlatego, że pierwsze, co robi, to wydłubuje klocek do blokowania okna przed zamknięciem. Nie wiem, czemu.

Kocury zwykle chcą wychodzić... przynajmniej ja się spotkałam z tym, że kotka z dworu ( nawet będąca na niej kilka lat) nie ma potrzeby wychodzenia ( najlepszy przykład Bunia, którą teraz mam na tymczasie), ale kocury jednak ciągnie...

Ty to masz przeboje z tym kocurkiem

Mam nadzieję, że po kastracji trochę mniej będzie myślał o łazikowaniu...

Trochę z nim przygód jest, ale to pewnie dlatego, że on już dosyć długo był bezdomny i nie do końca się jeszcze orientuje w domowej dżungli.

W każdym razie z przygody z regałem wyciągnął wnioski, nie zbliża się już do niego (co mnie bardzo cieszy, co prawda nakładałam tam tyle ciężkich rzeczy, że już się raczej nie da rady dokopać do dziury, ale poprzednio też mi się wydawało, że nic się nie może stać, więc ...

no nie wiem, zastanawiam się nad zamówieniem u stolarza jakiejś półki, która by to załatała na stałe).

Edit:
Może powinnam mu na potrzeby ogłoszenia wymyślić jakąś "oryginalną "maść? :twisted:

Bo kolorystycznie w tej chwili jest przedziwny, ma nawet rude prążki na ogonie...

Hemingway prezentuje się niezwykle dostojnie

Bardzo lubię takie kocury...
są wielkie, mają wielkie głowy ( ponoć dlatego, że późno kastrowane ).
A jak tam Hemiś? Co nowego? Te łyse placuszki jakoś zarastają?

Hemingway jest śmieszny, bo ma wielki łeb, potem szerokie bary, potem dłuuuugi chudy tułów, potem malutką pupę, a na końcu żałosny cienki sznurkowaty ogon.

Łysinki powoli zarastają.

Kot zaczyna pokazywać rogi, ostatnio na mnie syczy, jak go zamykam w łazience. Na to, że mógłby się odwinąć pazurami jeszcze nie wpadł.

Wpadł natomiast na to, że człowiekowi można usiąść na ramionach. Baaardzo śmieszne, zwłaszcza, że waży teraz ponad 5 kg. A już najzabawniejsze było, jak użył mnie jako drabiny, żeby wejść na półkę pod sufitem. Pięciokilowy kot wybijający się człowiekowi w górę z głowy jest wielce rozrywkowy.

Moje koty głównie ignoruje (włącznie z tym, że potrafi się przespacerować po którymś, jak mu na drodze leży), jak któryś go zaczepia, to na niego nasyczy i na tym koniec. Żadnych większych awantur nie ma, ale moje się go raczej boją i nie wchodzą mu w drogę.

W środę jesteśmy umówieni do okulisty. Jeśli trzeba będzie to coś na powiece usunąć albo oczyścić w znieczuleniu, to od razu zostanie wykastrowany.

Dziś byłam w schronisku w Rudzie Śląskiej, PACZĘ i pierwsze co sobie pomyślałam myamya oddała Hemingwaya do schroniska w Rudzie...
Był tam kocur czarny z łysymi plackami ( grzybica). Wielki i piękny mimo tych wyłysień. No Hemingway 2. Tyle, że ucho nacięte i wykastrowany.
Myamya jak już się uporasz z Hemisiem to wiesz... ten kocurro ma małe szanse...

i oczywiście z tym oddaniem, to wiem, że byś żadnego nie oddała

No obawiam się, że Hemingway w krzakach u mnie za blokiem lepiej by sobie poradził niż w schronisku.
Z tym że wolałabym, żeby jednak w krzaki nie wracał.

Jak już dowiem się od okulisty, że paskudztwo na powiece jest absolutnie niegroźne i łatwe do usunięcia, to zrobię Hemingwayowi ogłoszenia, po kastracji będzie się już nadawał do ludzi (z wyglądem jeszcze nie bardzo, ale wreszcie przestanie zabijać zapachem).

Najgorsze jest to, że jak na złość mojej tymczasce-babulince ze schroniska wylazł niedawno jakiś guzek na brzuchu, i chyba rośnie. W przyszłym tygodniu wybiorę się z nią do onkologa... babcia ma 15-16 lat, jak się okaże, że trzeba ją operować, to nie wiem, co zrobię.

A niestety Hemingway nie polepsza jej komfortu życia, nawet w innym pomieszczeniu. Inna sprawa, że w ogóle moje koty jej nie poprawiają komfortu życia, zaciekle ich wszystkich nie cierpi.

To kciuki mocne za babcię koteńke, możliwość kastracji, ale jednak żeby plamka nie groźna była. :ok:

Hemingway nadal w łazience sika obok kuwety a poza łazienką do kuwety, zaczynam podejrzewać, że to rodzaj strajku.
Oko bez zmian, ani lepiej, ani gorzej. Pojutrze będziemy u okulisty.
Zaczyna linieć, więc jest szansa, że przestanie wyglądać jak zrudziała wyleniała szmatka.
Wywala brzuch do głaskania, mruczy, ugniata i w ogóle jest miłym, choć nieco marudnym kocurkiem.

Moja mała babuleńka ma natomiast złośliwy nowotwór. W czwartek się dowiem na RTG, czy ma przerzuty, ale i tak wygląda to ponuro.