Dzionek zapowiada się na popadowy. Już ciemno i chmury nad nami wiszą. Ranek przywitał mnie kocim wrzaskiem . Nasze cholery dogadać się nie mogły. Każdy co i rusz wskakiwał na mnie i odbijając się od moich oponek leciał dalej pyszcząc. Ganianki, połajanki. Nie wiem czy to zabawa była czy afera.
Koci wrzask był i u dzikunów.Z dala zobaczyłam pierzchające koty. Bury łajdak molestował...MatkoMoja

Mamuśkę. Jest! Łajdaczka cholerna gdzieś tam brzucha się dorabiała. Ucieszyłam się mimo takich okoliczności. Myślałam ,że nie żyje a ona na saksyseksy wybyła. Widać należy do nielicznego procenta kocich kobietek co maja prowerę w małym poważaniu.
Ucieszyłam się i z widoku burasa. Wczoraj ktoś do nas zadzwonił pytając czy to nie nasz podopieczny leży na drodze. A burcio nie pokazywał się kilka dni. Przychodzi nie wiedzieć skąd. Całą zimę dulczał pod moim blokiem potem wyniósł się pod sznurki.
To co leżało na drodze trudno było nazwać kotem . A jeszcze trudniej rozpoznać czy to nasz. Dziad jakiś nawet nie zwolnił podobno. Nie zatrzymał się po przejechaniu zwierzaka. Znowu czyjś miziaczek, ulubieniec rodziny zapłacił za niefrasobliwą miłość?
Ludzie to jednak durnawy gatunek. Ile cierpienia zadają w myśl "szczęśliwego kota wychodzącego".
W mrozy zbierałyśmy po podobnym telefonie nieżyjącą już młodą kociczkę z ogródka pod oknem. Wypadła z okna? Nie zauważyli nawet ,że kota nie ma. Według mnie tak było. Zamarzła nie mogąc się poruszać i leżąc wiele godzin? Czy nie żyła od razu -oby! Państwo spostrzegli brak kota na... drugi dzień. Rozpacz wielka była. A nas szlag trafił. Młody kot na progu życia został pogrzebany przez Anię .Tak trudno zadbać o zwierzę.Tak trudno.
Dziś nie mam fajnego dnia. Mam dzień przemyśleń i pretensji do świata. U pingwinek kociczka z łezką nie pokazuje się. Ale aborcyjna jest. Wczoraj były tam piękne drzewa pozwalające zejść kotom bezpiecznie z dachów garaży. Dziś sterczą smutne kikuty. Podobno celem ochronienia kabli oberżnięto konary. Ale rozwichrzona korona jest zaplątana w druciki. Brak tylko tych niższych gałęzi. Jaki więc sens w tym był? Poza tym to nie pora na przycinanie.
Człek zaczyna mieć podejrzenia,że to specjalna robota. Snuje w myślach teorie spiskowe. Jutro muszę sobie przynieść rękawiczki i pozbierać chleb razowy i sałatkę pomidorową jakimi obczęstowano koty. Ludzki pan podzielił się posiłkiem.
Nie lubię tej pory roku. Znaczy się lubię jako piękną, kolorową i niosącą nadzieję na fajne i ciepłe dni. Ale ilość zwierza leżącego na drogach powala.
A teraz weselsza wiadomość. Majuni po domyciu się tak już prawie, prawie okazała się być kotką biało-grafitowo -czarną. Otwarta, wesoła i radosna powoli wybrzydza z jedzeniem. Nie zaliczyliśmy weta wczoraj. Pojedziemy jak już będzie szczepienie do zrobienia. Trzyma się dziecina i trochę mi żal ją wozić tylko po to by w mordkę zerknąć.
Chyba będzie padać.
Głowa zaczyna pękać .