Dawno mnie tu nie było bo w sumie jak robiłam wpisy nikt prawie i tak nie zaglądał, jedna czy dwie osoby. Przeniosłam się z wydarzeniami o moich podopiecznych na FB gdzie również większość tutejszych uczestników się przeniosła.
Na prośbę osoby zainteresowanej dalszym losem moich dzikusków a nie będącym na FB postanowiłam troszkę wznowić ten wątek. Link do mojego wydarzenia na FB:
https://www.facebook.com/events/2252852 ... 1&source=1U mnie po tych 3,5 roku od sprawy sądowej troszkę się zmieniło, oczywiście na lepsze. Oprócz rodziny jednego z moich prześladowców i drugiego z nich ( bo tu z kolei cała rodzina mi się kłania opórcz niego) reszta wsi w sumie z drobnymi wyjątkami jest dość pozytywnie nastawiona a przynajmniej stara się nie mówić tego głośno i udaje, że wszystko jest okey i na koty nie narzeka. Panowie jeszcze długo tzn. wcale nie przetrawili porażki i opowiadali niesamowite historie każdemu kto tylko coś narzekał na koty. Świetnie się złożyło,że Przewodniczącą ogrodów działkowych jest mieszkanka , która zeznawała w sądzie jako mój swiadek. Niedawno znowu zaczynała się mała zadyma odnośnie kotów działkowych "dzięki" najbliższej sąsiadce, która bez naszej wiedzy poszła przelustrować działkę niby zanosząc moje wiaderko od jabłek i zobaczyła budki. Od razu poszła powiedzieć działkowiczowi naprzeciwko co właśnie zaczął utyskiwać na koty. że trzeba coś z tym zrobić itp. Oczywiście dołączył pan G. i zaczął podjudzać. Mąż wszystko słyszał i wiedzielismy co się dzieje. Przewodnicząca działek po rozmowie z panami, bo ten pierwszy poleciał do niej na skargę i chciał podnieść dyskusje na zebraniu oświeciła go nieco, bo pan G. inaczej mu sprawę przedstawił i oznajmiła,że jest wyrok sądu, ustawa a ona nie będzie walczyla z prawem, bo z prawem się nie walczy. To samo powiedziala Prezes PZD z Bydgsozczy kiedy ta latem kazała Pani Prezes naszych działek zrobić porządek z kotami bo robią zgliszcza. Pan G. został wezwany również na ostrą rozmowę i obiecał,że już więcej nie będzie się w koty mieszał.Narazie cisza, spokój.Kotów na działce jest teraz 13 bo niedawno dzieciaki mi pokazały nieżywego Antosia na polu poza działkami. Antoś czasem tygodniami się nie pokazywał, mógł się zatruć jakimś nawozem na polach.
Zostały:Ignaś, Żabka, Mania, Maciusia, Olbrzym, Czaruś, Smółka, Białas, Pikuś, Uszatek, Łazik, Psotka i Murzynek choć nie zawsze teraz przychodzi, dopiero zimą. Od paru dni zauważylam coś czarenego jak na moje wyjście z altany zwiewa pędem spod stołu służącego latem jako kocia stołówka. Zawsze tam jest suche i woda a teraz jeszcze mokre co zostanie od obiadu kociego.Zimą stołowka przeniesiona na taras altanki. Na tarasie na zimę znowu wstawiona buda pietrowa i duża ława obita płytą, ocieplona steropianem jako wielka buda.Poza tarasem stoi przed altaną duża budka , która dostałam z Fundacji od Malgosi Ziółkowskiej, resztę porobił mąż.
Koty blokowe mają swój bezpieczny odgrodzony azyl za blokami przy murze po byłym POM , gdzie teraz jest kilka różnych firm, masa zakamarków gdzie sporo kotów ma kryjówki. Przychodzą do mnie na jedzenie ale podczas mojej nieobecności. czasem widuję je z daleka jak jedzą lub jak wlezę na parapet okna. Przy bliższym podejściu zwiewają. Nie możliwe jest zrobienie fotek. Według mojej obserwacji liczę,że z dziesięć sztuk napewno przylatuje jeść tych z warsztatów.
Przychodzą też koty z chlewów co mają właścicieli.Przy mnie zawsze jest i prowadzi mnie do azylu z obiadem czekając od rana bliko wejścia bloku, zawsze na czatach - moja czwórka wartowników tj. przytulasy: wielki czarny Mikuś, Szarusia, Burusia i gadajacy do mnie basem ale nie tykalski Felek. Przybiega też Bela, której właścicielka jest chora , leżąca od lat więc Belunia została bez pani. Kilka osób mających tam chlewy ją też dokarmia a siedzibę ma nadal w chlewie. Bela bardzo przytulasta ale tłucze i wygania inne koty. Przy mnie też je Puszek, duży szary kocur i ostatnio Zulo z warsztatów ale Puszek bardzo atakuje Zulka a to młody kocurek wiele mniejszy od Puszka.Do niedawna była tez przytulasta Pola ale od paru tygodni nie przychodzi. Całe lato na obiad przybiegała i tłukła wszystkich z warsztatów Mysia. Okazało się,że to koteczka karmiąca bo wkrótce zobaczyłam jej troje dzieci przez moment bo zaraz zwiały.Mysia była oswojona, miałam ją wysterylizować jak wykarmi ale od jakiegoś czasu się nie pojawia też, za to jej dzieci już dość duże dziś namierzyłam jak kroczyły murkiem do stołowki. Jak zobaczyły mnie więc w tył zwrot i już ich nie było.Któregoś dnia wyleciały z budki. Na działce nadal wszystkie oprócz Białasa i Usztatka nie dają się tknąć. Białas jak zwykle tylko w sezonie jesienno-zimowym, latem ma focha.Wszystkie jednak biegną do mnie, czekają. Uszatek pojawił się nagle , widać to stary kocur, zostały tylko resztki uszu, staram się go na tyle oswoić by mu smarować czymś, narazie kilka razy mi się udało, nie dostalam łapą. Koty go się boją ale nie zauważam jakiejś agresji z jego strony.Jakby nie liczył lekko trzydzieści kotów karmię. Jak przeszłam tylko na emeryturę to jest bardzo cieżko.Zostałam z tym zupełnie sama.Obiecanki wielu Fundacji w czasie sprawy spełzły na niczym, nie było nawet kg karmy. Od czasu do czasu ktoś coś podesłał z prywatnych osób. Jak założyłam wydarzenie kociakom na FB są osoby, które często podsyłają jakiś grosik ale to wszystko kropla w morzu. Na m-c potrzeba przynajmniej 300 puszek a jak mniej puszek to kilogramy podrobów, wędlin plus wór suchego. Debety się skończyły, nie mam skąd już pożyczać by wyżywić kociaki to zrobiłam bazarek żeby móc je wyżywić na FB.
Postaram sie wrzucić trochę fotek.