Tragedią dnia jest zepsute poidełko. Padło.

Trafił je szlag a na pewno nadmierna eksploatacja. Nie działa, wody wodospadem się nie toczy...Jak koty mają żyć?
Tami dziś zaglądała w dziurę skąd woda wylatywała ,grzebała łapką, jak kurak pysiek przekręcała zaglądając jednym lub drugim oczkiem. Inne też stoja i czekają aż źródło odpali. Janusz popatrzył, pozerkał ale chyba silniczek odmówił współpracy.
Po pracy dokładniej się przyjrzy ale chyba szans nie ma na zmartwychwstanie.
Trzeba było gar wody stawiać.
Pikuniek zdaje się ,że dobrze sie czuje . Odżył jak w domu wysiadł z kontenerka. Choć słowo "wystrzelił" jest bardziej prawdziwe. Jak on odetchnął jak zobaczył swoje kąty. Miał dostać jeść po 20 ale postawił mnie dość szybko w kuchni do pionu swoim gapieniem się i jojczeniem. Spażyłam mu wątróbkę i zeżarł migusiem. Za jakiś czas przyszedł po dokładkę ....potem po kolejną... Reszta tałatajstwa myślła, że to dzień kota i zdziwko miała wielkie, że one tylko przy chrupach mają zostać.
Tylko Wy zrozumiecie nasz stres wątróbkowy.Ileż się namartwiliśmy,ze nie ma. Jakby w Otwocku wywiało tą część . Bo rano oczywiście nigdzie Janusz jej nie dostał. Zamówił, ale dopiero mieliśmy odebrać ją wracając z Warszawki.
Siedząc u weta zamartwialiśmy się czy będzie. Tutaj zimnica, deszcz popaduje, my marzniemy ...a w głowach nam nie wojny i huragany tylko brak wątróbki siedzi.
Czekając na Pikusia poszliśmy się przejść. Piękna dzielnica najeżona pięknymi ,starymi budynkami. Palona cegła, wykusze, obramowania... A wszystko to walace się, zdezelowane, popękane... Kamienice ,które dawno swą świetność przeżyły, stoją już opuszczone. Piękne ,nowe bloki wystawiają swoje okna na podwórza pełne gruzu. Ogarnął nas żal. Stara ,piękna Warszawa umiera. Blokowiska nie wiedzieć jak wymyślnie ozdobione są niczym w swej urodzie w porónaniu z tymi ceglastymi budynkami. Jakie piękne w nich są ozdoby dookoła okien , jakie piękne barierki balkonowe...Toż ten metal tak precyzyjnie kuty jest sam w sobie wielką wartością co urodą oko cieszy. Tak żal tych budynków co umierają na naszych oczach.
Dzielnica musiała mieć tragiczną przeszłość wojenną i po wojenną. Wszędzie tablice upamiętniające walki i umeczenie ludzi już po wojnie.
Smutny czas.
Wiecie jak dziwnie jakoś tak było nam chodzić obok sklepików co pootwierane zostały w tych walących się kamienicach.Stojące obok nowych ,jeszcze nowością jadących. Te piękne drzwi, wykuszowe okna, kraty...Nawet nazwy mają nie z tego świata. Takie zwykłe. Idziemy sobie i czytamy z przyjemnością szyldy. Raptem cztam
Rzeźnik. Trzepię Janusza w ramię i pokazuję.
Patrz, rzeźnik, rzeźnik Nie Studio Mięsa, nie Salon Podrobów czy inne paskudztwo tylko rzeźnik. A jak rzeźnik to i ...wątróbka. Uff, była. Kupiliśmy cały zapas .Ile radochy daje zakup watróbki to tylko my wiemy. Jaka ulga nas ogarnęła,że kocisku będziemy mieć co do miski włożyć. Lekkim krokiem podyrdaliśmy dalej a mnie przyjemnie ciążyła czerwona, ozdobna torebunia zapakowana dobrocią. Tak na marginesie tylko napiszę ,że w Otwocku "w"nie było.
Było jeszcze deczko chodzenia , patrzenia. Bo czasu dużo. Co prawda mój krok nie był już tak lekki bo nigdzie brzózka przysłowiowa , nawet marna nie rosła ,bym mogła sobie pod nią kucnąć. Kucanie ,znaczy się jego chęć ,wprost wyparła inne myśli. TZ znalazł nawet jedną brzózkę. Taką troszkę mało konkretną. Co mi tam, dobra i taka. Ale rosła na... dachu starego budynku zakorzeniona w rynnie.
Podciągłam więc spodenki bo to nie moja liga była.
Janusz zaś uszkodził się. Dowalił sobie w
pamięć co po pachołu została (taka metalowa płytka) tak mocno paluszkiem ,że paznokcia zdarł. Mimo posiadania na tych swoich delikatnych
sztopkach adidasków. Co prawda precenione były ,adidasy

, więc pewnie nie miały takiej warstwy ochronnej jak renomowane paputki.
My to do stolicy jeździć nie powinniśmy. Taki wniosek wysnuwamy zawsze. Nie umiemy trzymać się z dala od kłopotów jak to prowincjusze.
Albo błądzimy jadąc w jedna lub drugą stronę, albo mój pęcherz woła o swoje nawet w stolicy, albo Janusz sobie zawsze coś znajdzie by kopytka uszkodzić.
Ot urodzona prowincja z nas.
W tym całym galimatiasie przegapiliśmy Niezwykły Fakt.
Tami skończyła ROK!!!
Żyj długo, szczęśliwie i w zdrowiu Dzieciaku


Trafiły do nas 06.05.2013 roku. Taszka szylunia [*] i Tami.
Obie chore i z paskudnymi oczami.
[






Taszka ma nieliczne foty ale ja nadal nie mogę na nie spokojnie patrzeć. Nasze biedne kochane dziecko odeszło. Dziś miałby rok. Taszeńko, wybacz nam proszę.