dzisiaj wieczorem Kulawek był po drugiej stronie ulicy przy aucie pana Jurka więc zaniosłam porcyjkę, i antybiotyk w wołowince, zjadł grzecznie, widać że pysio w środku też go potwornie boli, bo przeżuwa i co raz syknie, zjadł i się patrzy to ja dyla do domu po dokładkę, zachodzę już go nie ma, więc poszłam do ogródka gdzie się lokuje i tam go zastałam, dałam drugą porcyjkę i na rano zostawiłam pasztecika, jakby co, koleżanka kupiła maść Floxal i nasmarowałam grubo maścią oczy, w jednym oku dalej wyczuwalny ten dół, ale jak poświeciłam latarką, oko jakby widać, mogło się cofnąć wskutek stanu zapalnego tak powiedziała pani dr wet, a oto delikwent:


zdjęcia słabej jakości, ale weź tu zrób w nocy bez oświetlenia
z kolei w pracy wszystko gra, koty wcinają i się stawiają na jedzeniu codziennie niknie duży pojemnik po lodach suchego, poza tym paszteciki, resztki z domu, jakieś mięsko z sosem, wątróbka, każda ilość spożyta, nic się nie zmarnuje,
na osiedlu to już w ogóle, wieczorem tylko słychać w krzakach pospolite ruszenie jak czekają na wyżerkę
do kuzynów dzwoniłam, psy wcinają karmę i koty, oczywiście pojadę za kilka dni może skontroluję sytuację

kuzyn dziadka który "upłynnił" 4 dziadkowe koty stwierdził, że nie chce ze mną rozmawiać, bo go nękam pytaniami, co z kotami, itd, no i nastawił jakiegoś pana starszego z wioski jakiejś, bo pan ani się nie przedstawił ani nie podał skąd pochodzi, i potwierdził że Złotooki jest u niego, natomiast 2 pozostałe kotki w jakiejś wiosce, ale on nie wie, co i jak, a co z jedną kotką pytam?? on nie wie, więc tak to wygląda, biedne koty zabrane dziadkowi które nie wiadomo jaki los spotkał, bez przerwy o tym myślę, chodziłam do nich kilka lat, pomagałam, karmiłam, leczyłam, głaskałam, a tu taka masakra, nie wiem co w tej sytuacji zrobić, byłam wczoraj u babci, kazała zostawić sprawę, bo to w końcu TYLKO koty, trzeba myśleć o ludziach, i żebym zabierała od niej dwa zdrowsze a te chory żebym jej pomogła uśpić, ot i taka rozmowa, babcia uważa mnie co najmniej za służącą, mówi w końcu to pani obowiązek, jest pani wolontariuszką, a poza tym nikt pani nie prosił o pomoc,
babcia jest tak przewrotną osobą, że już wiele razy obiecałam sobie że tam nie zajdę, tak jak ostatnio, aż mnie spotkała, że Mikruskowi nie otwierają się oczy, sklejone ropą i krwią, wymiękam czasami, żebym miała gdzie i warunki zabrałbym te wszystkie pozostałe koty