4.
Mogłam chodzić sobie po prawie całym mieszkaniu. Zakaz wstępu miałam tylko do pokoi, ale korytarz, łazienka, przedpokój i kuchnia (najcieplejsza i wypełniona zapachami) wystarczały mi. Na drugie śniadanie dostałam dwie łyżeczki drobiu z cielęciną "Vom Feinsten" . I znowu Ola wsadziła mnie do kuwety i zamknęła w łazience na jakiś czas. Kiedy przyszła trochę się zniecierpliwiła, ale nie wiedziałam dlaczego. Potem wyskoczyłam na krzesło w kuchni patrzyłam jak babcia gotuje zupę. Poczułam, że jestem głodna. Ola wytłumaczyła mi, że małe kotki i szczeniaczki muszą jeść często, a w małych porcjach (4-5 razy dziennie). Więc nie rozumiem dlaczego moi dawni ludzie mnie głodzili. Przecież miałam jeść małe porcje kilka razy dziennie, a nie jedną, małą porcję raz na dzień (czasem raz na dwa dni!). Kiedy zaczęłam cichutko i nieśmiało domagać się jedzenia, Ola wyjęła z lodówki mięso. Powiedziała, że to filety z kurczaka. Jadłam już kiedyś takie coś. Ale było to okropne-słone, smażone, ostre i w jakiejś ohydnej panierce. Bolał mnie potem brzuszek. Ale ten kurczak pachniał przyjemnie. Był świeży. Jednak było go trochę za dużo. Czyżby Ola myślała, że jestem aż tak głodna? Ale Ola powiedziała, że to obiad nie tylko dla mnie, ale też dla niej, dla babci i jakiejś koleżanki, co miała do Oli przyjść. No więc dostałam ten obiad. Ale cóż to były za fileciki! Pyszne, soczyste, bez żadnych drażniących przypraw. Specjalne dla kota. Potem przyszła koleżanka Oli- Marzena. Pogłaskała mnie. Potem usiadła z Olą przy stole, a kiedy zjadły i napiły się herbaty z miodem (Ola używa go zamiast cukru-podobno jest zdrowszy), zaczęły rozmawiać o jakimś Leosiu. Okazało się, że Marzeną też opiekuje się jakiś kot i to on ma na imię Leoś. I podobno mieszka już z Nimi miesiąc i też jest ze wsi. Marzena opowiadała, że straszny z niego rozrabiaka. I raz większy ode mnie. A żeby było śmiesznie, Leon jest...o miesiąc młodszy ode mnie! Może dlatego, że jest kocurkiem? Albo za ten miesiąc Marzena i jej rodzina dobrze go nakarmiły i urósł? Kiedy się zaczęło ściemniać, Ola poszła odprowadzić Marzenę do jej domu. Bo ona mieszkała na innym osiedlu, a ludzie nie widzą w ciemności tak dobrze jak koty, więc Ola pewnie się bała, że Marzena wpadnie do jakiejś dziury, albo zabłądzi (tylko ciekawe co by było jakby to Ola wpadła po ciemku do dziury

). I kiedy Ola poszła z tą swoją koleżanką, babcia wzięła mnie na kolana! Głaskała mnie bardzo długo, ale kiedy tylko Ola wróciła...babcia zrzuciła mnie szybko na podłogę. Ola się tylko uśmiechnęła i udała, że tego nie widziała. Potem, gdy zamykała mnie w ubikacji, powiedziała, że babcia tak tylko udaje, że mnie nie lubi, a tak naprawdę jest na odwrót. Po kolacji Ola ubrała szlafrok-to takie miękkie futerko, które ludzie ubierają na piżamę. Usiadła w fotelu bujanym i wzięła mnie na kolana. Już przed południem dostałam nowe imię. Z początku był z tym problem, bo Oli nie podobały się imiona, które babcia wymyśliła, a babci nie podobały się imiona, które Ola wymyśliła. W końcu Ola zrobiła sobie kawę, co się nazywała latte. I miała trzy warstwy. I Ola stwierdziła, że moje włosy też są trzywarstwowe- rudo-imbirowo-brązowe. I dostałam imię Latte, ale czasem wołano mnie Ruda, więc zostałam oto, bynajmniej Latte vel Ruda! I kiedy Ola na noc zamykała mnie w ubikacji, zawahała się, po czym odezwała się:
- Latte?
Nadstawiłam uszu.
- Wiesz...kiedy skończy się weekend...
Spojrzałam na nią badawczo.
- Weekend to znaczy sobota i niedziela...no więc w niedzielę, czyli jutro...
Nie podobała mi się jej ton głosu.
- Jutro będziesz musiała...w...wracać...- zająknęła się i szybko wyszła.
Chyba nie chciała żebym widziała jak z oczu cieknie jej łza. Było mi przykro. Dlaczego miałam wracać? Znowu głodować? I marznąć? Ale skoro musiałam... w końcu to ludzie decydują o moim losie, a ja nie mam nic do gadania. Nawet jeśli muszę wracać, to i tak był to najlepszy dzień w moim życiu. Zapamiętam go na zawsze, do końca życia. Potem wyskoczyłam na sedes i usnęłam w ciepłej łazience.

c.d.n.