ja bedac pare dni temu na grobie dziadka przekonalam sie po raz kolejny ze czas nie leczy ran, tylko przyzwyczaja do bolu i moze tylko z wierzchu zabliznia rany tak prowizorycznie. W marcu minie 2 lata odkad dziadka nie ma z nami, ale mnie nadal boli to, ze go nie ma... Brakuje mi jego zartow... Ech...

W marcu minie tez 2 lata od smierci pewnego mojego kociego przyjaciela, kota mega spokojnego, wyrozumialego, cierpliwego... Kota mega silnego psychicznie mimo powaznego wieku (odszedl majac 17 lat) i mimo powaznych chorob (rak plaskonablonkowy, S.U.K. a pod koniec zycia juz poczatki niewydolnosci nerek)... Ozzi-bo tak mial na imie-byl wspanialym kotem, podziwialam Go za te sile, za nieziemsko wielka wole zycia. Jakies 3,5 roku przed smiercia wykryto u niego tego paskudnego raka i wtedy juz weci dawali mu w najlepszym przypadku moze 3 m-ce zycia... Wiec choroba musiala byc juz bardzo zaawansowana skoro takie rokowania byly... A on... Ani myslal opuszczac ten swiat, kochal ludzi, kochal zycie, bardzo chcial zyc i nawet odchodzac za TM mruczal zadowolony! To bylo wspaniale kocisko, chodzaca kulka milosci

Za kazdym razem kiedy sie czesze, kiedy biore do reki grzebien przypomina mi sie Ozzi... Oj, jak on kochal byc czesany!

(kot w typie persa uratowany z pseudohodowli). Mogl sie gdzies w mieszkaniu zaszyc i spac w cichym kacie, na wolanie nie przychodzil czasem, ale jak tylko ktos wzial do reki grzebien... Ozzi byl przy tej osobie ekspresowo i bez konca domagal sie czesania. Cudownie bylo patrzec jak rozanielony rozplywa sie wrecz, tak mu dobrze, tak niewiele mu bylo trzeba, by sprawic kotu przeogromna przyjemnosc, tak niewiele do szczescia bylo trzeba...

A mruczec to Ozzi potrafil tak glosno, ze zagluszal tym nawet telewizor

Nieraz mi brakuje tych chwil... albo tego jak sie tulil do czlowieka, jak sie kazal nosic na rekach niczym male dziecko (twarza do ludzia, przednimi lapkami i czasem nawet przednia czescia cialka oparty na ludzkim ramieniu)...

Usmiecham sie na wspomnienie tych chwil i tego wspanialego kota, slicznego kota, bo byl piekny, mial takie biszkoptowe umaszczenie

Tak samo brak mi jeszcze jednego kociego kumpla, ziomala-jak na niego nieraz mowilam-Eustachego. (i on i Ozzi byli u tej samej osoby). Eustachy byl nieziemsko przystojnym pingwinkiem, przy sobie (pieszczotliwie przez to zwany pulpetem

), kocio po wypadku komunikacyjnym. Kiedy trafil do swojej opiekunki nie zalatwial sie sam, mial sparalizowane tylne lapki, nie chodzil, grozil mu wozek inwalidzki. Z powodu tego, ze sam nie potrafil sie zalatwiac nosil pampersy, ale ladnemu kotu we wszystkim ladnie, z reszta Pulpecik sie do tego bardzo szybko przyzwyczail i wogole jakby nie zwracal na to uwagi. Tak samo jak Ozzi byl niezwykle lagodnym kotem, z charakteru ideal-cierpliwy, wyrozumialy nawet do malych dzieci. Jak juz mial naprawde czegos dosc, jak sie naprawde wkurzyl (co sie bardzo rzadko zdarzalo) to poprostu sobie poszedl gdzies w zaciszny kat odpoczac. Pazurki, gryzienie? Nie, nie znal tego. Czasem dla zartu przekomarzal sie z czlowiekiem delikatnie gryzac go w nos, ale naprawde delikatnie w czubek nosa.

A jaka mial przy tym minke, jaki z siebie zadowolony, to spojrzenie figlarne

Cos cudownego, kiedy udawal groznego drapieznika

Jego stoicki spokoj bardzo mi sie udzielal, migrena mijala w mig gdy sie do niego przytulalam...

Naprawde chyba nie znalam wczesniej tak spokojnych zwierzat jak te dwa cudowne kocurki, no poprostu chodzace doskonalosci a przy tym tez nieziemska uroda w obu przypadkach

Tesknota jest nadal i pozostanie chyba do konca mojego zycia, bo kochalam te cudne skarby oba bardzo. Ciesze sie, ze dane mi bylo ich poznac, zaprzyjaznic sie z nimi, miziac sie nieraz, bawic...
Ale mam czasem takie chwile, takiego dola, ze brakuje mi ich spokoju, ktory mi sie udzielal... Chcialabym nieraz jeszcze obu przytulic, ucalowac pysie... pomiziac, ukochac, pobawic sie...
Brakuje mi tez tego radosnego "MIIIAAAAAALLL" na powitanie... Tak wital sie ze mna Awatar-kot mojej kolezanki. Zawsze, kazdorazowo przybiegal do mnie z radosnym miaukiem na pysiu i natychmiast pakowal sie mi na kolana czy tego chcialam czy nie... A czy to wazne, czego chce ciotka? Kot rzadzi

Z reszta wiedzial, ze sie powkurzam troche, pomarudze, ze np elegancko ubrana jestem bo np przyjechalam do kolezanki na urodziny a koti mi prosto z pola wskakuje brudny na eleganckie spodnie (kolezanka mieszka na wsi, kot byl wychodzacy). Co z tego, ze czasem sie powkurzalam, ze mnie pobrudzil albo jak mi pazurki wbijal w kolano drzemiac sobie na moich nogach... Co to kota obchodzilo! Wiedzial, ze ciotka pomarudzic musi, bo by soba nie byla ale przestanie, bo kocha kociambra i sie nie oprze temu slodkiemu "MIIIAAALLL" na dzien dobry, wiec gora 2-3 minuty pomarudzi a potem i tak sama kota na kolana wezmie

Teraz tesknie za tym slodkim powitaniem...

Awatarka nie ma z nami juz pare lat... To tez byl naprawde fajny kumpel, ziom, przyjaciel... Chyba nawet wsrod ludzi nie mialam nigdy i nie mam nadal tak wspanialych przyjaciol, tak zaufanych jak ta trojka.