A co może być z kotami skoro tu taka cisza?
Wiesz jaki byłby wrzask jakby coś z kotami było ??
Choć praktycznie to się trochę jakby zanosiło - taką imaginację miałam
Pisałam niedawno jak to łazienkę sobie zalałam i o efektach aktywności fizycznej, czyli totalnym wykończeniu, o finansowym nie wspomnę.
Więc - wchodzę sobie dziś rano do kuchni, a tam mokry częściowo dywanik - taka pomarańczowa szmatka w połowie długości tejże kuchni. I tu wystąpiła ta imaginacja - widać, że nie rzygi, nie śmierdzi sikami.. to pewnie sie z któregoś kota po prostu leje woda wypita

.
Przed dywanikiem mokro...

Ile tej wody???
Ale potem ta kałuża coraz dalej aż do ,pod zlewozmywak.'
Kapie!! Nakapało na pól kuchni!
Ponieważ od miesięcy!!!miałam przytkany zlew, to już teraz nie czekałam tylko szukałam w sieci hydraulika, jako że żadnej złotej rączki wcześniej nie znalazłam
Ale najpierw zlokalizowałam kapanie, podstawiłam miskę, posprzątałam podłogę i wszystko co pod zlewozmywakiem, a są tam różne rzeczy o różnym ciężarze...
Tym sposobem o 7.30 rano byłam zupełnie wykończona. Zupełnie.
Dodzwoniłam się do jakiejś firmy z usługami hydraulicznymi, namówiłam, żeby dziś, namówiłam, żeby mi powiedział pan w przybliżeniu kwotę... "nie powinno przekroczyć 100".
Po południu przyszło dwóch panów - szef i pracownik.
Szef był ubrany na jasno - jakieś beże itp. Pracownik w łachy.

W buciorach.
No, różne rzeczy trzeba było zrobić, latać do samochodu po zapomniane klucze, części ...
Morela leżała rozwalona na fotelu w pokoju [nie ma drzwi] , Migdał od początku schowany, zagrzebany w norze w drugim pokoju.
2 godz. Pełno wody wszędzie, bo przy sprawdzaniu się okazało, że pękł drugi wężyk, sprężyna od przepychania wyszła z dziury w stanie... ech... i trochę pokapała..
Zużyły mi się wszystkie szmaty co je miałam na wszelki wypadek
Nie przekroczyło stówy. 100 zapłaciłam.
Bateria przecieka, potrzebna nowa, tyle, że to przeciekanie jest na zewnątrz zlewu. Już się nie da w tym miesiącu, żeby nie kupić jakiegoś chińskiego śmiecia za grosze.
Na dodatek byłam głodna, nie miałam jak szybko gotować, bo sprzątać musiałam [już w towarzystwie Migdałka] , a w portfelu miałam 3 zł i nie mogłam nawet pizzy zamówić.
A potem to już nie miałam znowu sił na cokolwiek, a najmniej, żeby gdzieś lecieć.
No , i tak mi się żyje.
Komp nadal niepełnosprawny. I parę innych rzeczy też.
Koty śpią. Najedzone.
W międzyczasie widziałam poczwarkę [Martusię znaczy] - dużo lepiej wyglądała mając 10 dni, całkiem ładny niemowlak
