» Sob lut 15, 2014 10:50
Re: WSZYSTKIE KOTY JAMNIKA MELONA VIII- o kupy zjadaniu...:)
Alienorku a za co ma być ten ban? Za serduszkowanie na kotkinsowym wątku?
Hmm...myślę ,że może w przyszłości za wpisywanie się tu...MOŻE...ale póki co nie dają. Taki świat.
Musisz wymyślić COŚ innego.
Dziś jest Międzynarodowy Dzień Okrucieństwa Wobec Niedorobionych Persów.
Nie wiem jak Wasze , ale moje zaczynają się domagać śniadania ok 6 rano. Forpocztą jest Amelka, która z impetem wskakuje na moją klatkę piersiową, trąca mnie noskiem (mje masz głaszczeć , albo masz fstanąć i mje dać rypem!) i się DOMAGA.
Pogłaskana i zignorowana (5.47 była...) idzie sobie z impetem.
Potem zakręca się wokół sprawy śniadaniowej Fio. Ona jest subtelniejsza: kładzie się swoim obłym ciałkiem na mojej głowie i MLASZCZE.
Liże łapkę , moje włosy i w ogóle liże.
Przepędzić się nie da (no bo jak? niewinnego kotka?) , zasnąć takoż, bo przecież hałas czyni niewąski...
Leoś przybywa jako trzeci. On ma trzy fazy działania: najpierw przychodzi "pospać" przy mnie. Ponieważ uwielbiam Leosia w każdej postaci, przeto leosiowy zadek na mojej szyi wykręconej jak u indora zupełnie nie czyni mi różnicy...nie...jak kochasz Leosia to LEŻ pod Leosiem.
W pozycji z zadkiem na mojej szyi wytrzymuje Leoszek tak 10 minut, potem następuje zmiana. Wędruje przez moją głowę, albo przez inne części kotkinsowego ciała żeby dotrzeć do tego wymarzonego miejsca , gdzie zapragnął siębteraz uwalić. Miejsce to ZAWSZE jest po DRUGIEJ STRONIE. Drugiej stronie Kotkinsa. Zatem prawie sześć kilo przełazi nieśpiesznie i DEPCE kotkinsowe zaspane ciało.
A potem się uwala. Z drugiej strony szyi , tuż obok zniesmaczonej Fio, która natychmiast postanawia przenieść się na DRUGĄ stronę głowy Kotkinsa. Szyję trza wygiąć w inne "S" niż poprzednio...
Ponieważ Fio jako księżniczka nie łazi po Kotkinsie ( ale po Małżu łazi bez skrupułów...) czeka i pomiaukuje rozpaczliwie.
Mjjjjeeee??Mjjjjeeee?
Muszę wziąć na ręce (grzmotek z niej; ma 5 kilo a duża nie jest...Fio ma figurę kociej modelki, tzn. duuużo tłuszczyku tu i ówdzie) i przenieść na drugą stronę głowy.
Tam Fio się kokosi chwilę, następnie liże łapki i co tam jeszcze (moje włosy, a najlepiej rękę, bo przecież muszę z tą sfrustrowaną przenosinami jednostką się trzymać za łapkę!)
Na co Leoś przechodzi to fazy drugiej.
Zbliża pyszczek do kotkinsowego ucha i wydaje dźwięk.
Leoś jak wiecie jest kotem po przejściach , więc jego miauki są zupełnie inne , niż standardowe kocie dźwięki. Leukociński bowiem skrzypi. Jak nienaoliwione drzwi.
Wyobraźcie sobie ,że o 6.30 w sobotę ktoś otwiera Wam takie drzwi 3 centymetry od ucha!
Zabić? Nieee...Leoś to najważniejszy kot Kotkinsowa. Trza ZNOSIĆ.
Jeśli ta terapia okazuje się mało skuteczna- Leoś rozżalony wychodzi z sypialni. I idzie do kuchni.
A w kuchni już czeka nań Lal.
Nie wiem co oni tam robią, ale myślę, że przebiega to tak :
-Bełeś? Budziałeś jom? - pyta Lal z nadzieją
- Bełem...siem nie obudziała...nje bendzie śnjadanija...ani rypy, ani mjensa ani NIC!!!-Leoś już prawie łka
-Ojojoj...jakie to strasznmne...to siem spłaczemy Leosiu...- odpowiada Lal i zaczyna się tzw. "rozpacz na dwa głosy"
Lukocik skrzypi a Lal wrzeszczy. A głosik Lalkowy bardzo jest donośny, melodyjny. Takie prawidłowe "MIAU" kota o zdrowych płuckach.
Ja na szczęście przywalona jestem Fioną , więc mi trochę zagłusza.
Nie wytrzymuje za to Małż.
Wstaje z westchnieniem i idzie do kuchni.
I nie, nie daje im jeść ("macie tu przecież mokre i suche od wczoraj darmozjady") (darmozjady dwa oburzone patrzą na niego - jak to? ONI? DARMOZJADY?Starą karmę mają jeść?)
Co gorsza wraz z Małżem wstaje Mel i on DOSTAJE. Po pożarciu swojej porcji (zawsze jest zdaniem Melona za mała...) idzie na szybki sik do ogrodu a potem wraca...i wpada jak bomba do łóżka (Kotkins udaje ,że śpi) , wwierca się pod kołdrę (wystarczy koniuszek nosa wsadzić pod kołdrę i pełznąc kręcić tymże nosem trochę w prawo , trochę w lewo...i już po chwili mamy jamnika pod kołderką!)
I już leży wzdłuż kotkinsowej nogi, swoje lodowate stopki lokując na tejże nodze. No, przecież nie wyrzucę psa, któremu zimno. Grzejemy zatem jamnicze stópki. Mel zapada w sen szybko, a śni zawsze bogato. Tak więc : goni kogoś (i kopie), ryje dziurę (kopiąc łapami) albo ucieka (kopie mocno) .Po 10 minutach mam podrapane nogi.
W kuchni chłopaki rozpaczają.
Głośno.
Wraca na mnie Amka , muszę ją głaskać bo mi się dziecko poczuje odrzucone i się zsiczkuje na podkład albo i obok...Fio mruczy jak oszalały silnik diesla , wręcz warczy. I liże moją twarz: taki peeling o poranku to ponoć bardzo zdrowe...
NIE WYTRZYMUJĘ!!!
Wstaję.
Patrzę na zegarek: 7.58.
No, byłam bardzo dzielna.
POSPAŁAM.
Jak tylko ruszę się spod kołdry wszyscy zaraz biegną za mną...oprócz Mela, który już nie ma biznesu w tej kwestii zupełnie.
Idę do kuchni: na blacie cztery koty .Oburzone.
Laluś ,Leoś , Fio i Amelia paczą na mnie wzrokiem "jezdeś podłom kobjetom...nje dałaś nam jedzenia...a my tu głodmne som!"
Zaiste: moje koty znoszą w straszliwe weekendowe katusze...
Widmo głodu.
Cierpienia.
Biedne persięta...!