Jak ja jestem patyczek od szaszłyka, to Izusia jest wykałaczką, hy hy

.
Oczekujemy na Wojtusia, do środy

.
Nowych wieści nie mam, i pewnie aż do środy mieć nie będę

.
Podejrzewam, że zarówno pani doktor, jak i jej asystentka, w przyszłości widzac moją osobę zabarykadują się od środka

. Oraz wezwą różne służby

.
Taki dziś miałam incydent...
Wypuściłam rano pieski na poranne siusiu.
Nie minęło 10 minut, jak usłyszałam rejwach na ogrodzie.
No, kto zna moją Michasię, ten wie, że u niej to dosyć popularne zjawisko

.
Ale ja, będąc z nią już rok dziewiąty, nauczyłam się rozpoznawać jej szczekanie.
Inaczej Michasia szczeka, jak chce wejść do domu, inaczej jak ktoś przy furtce stoi, a jeszcze inaczej jak mnie zawiadamia, że Ringo uciekł.
Tym razem to brzmiało jak: " Duża! DUŻA! Obcy przy ogrodzeniu! Chodź, zobacz! ".
To lecę.
Za ogrodzeniem psina, w obroży, kręcąca z całych sił ósemki ogonem...z pysia nieco rottweilera, takaż sylwetka, krępa, mocna, uszyny klapnięte. Czarne, podpalane. Psiak uszczęśliwiony, Michasia się pieni na pysiu, Ringo asystuje Michalince w milczeniu...już dawno go nauczyła, że nie pytany się nie odzywa

.
No ewidentnie psina przyjazna, domowa, nie zaniedbana...pewnie się z łańcucha urwał.
To zamknęłam swoje w domu, wdziałam kurtkę, obuwie, myśle sobie zamknę w kojcu, jeść dam i wyruszę w poszukiwaniu właściciela.
Jak wyszłam, psiaka już nie było. Przeleciałam po wsi, zatoczyłam porządne koło, i nic. Znikł jak sen jaki złoty. Jak pognał w pola, to i tak nie miałam szans.
Kurczę, mam nadzieję, że znajdzie swój dom, że się nie zgubi....
Taki fajny!
No i mam zagwozdkę, bo będę myśleć

.
Przepraszam, to wątek Wojtuli, tak sobie tylko popisałam.
Miłej niedzieli cioteczkom życzę

.