Żyję ale co to za życie. Przeziębienie zostało wyparte przez winowy ból głowy. Pogościliśmy się niespodziewanie u kociej znajomej. Od lat wiem, że wino nie jest moim trunkiem. Ale jako babon nie do zdarcia z przyjemnością wypiłam. Czas był odpowiedni bo demony codzienności atakowały

Pierwszy raz od lat miałam problemy z wypowiedzeniem słów, choć umysł wiedział jasno co chce ale jęzor (pyskaty zazwyczaj) nie był posłuszny. Rankiem okazało się, że jednak reszta
organizma wina nie lubi i zaczął się odjazd. Choć nocka spokojnie przespana to ranek z nerkami mnie powalił. Za gościnę bardzo Gospodyni dziękujemy. Na prawdę bo fajnie było.
Powie ktoś żem ululała i pewnie ma rację. Świąta (wiem wielu będzie zdziwionych

) nie jestem i różne trunki lubię ale nie koniecznie ma to być smsowa woda. Jednak pupala w troki musiałam wziąć w troki bo dzionek samotnie zaczęty był a koty do obrobienia.TZ podyrdał do pracy i nie było rączek do obrobienia kuwet.
Do dzików poszłam deczko później ale poszłam. Nawet pot przekicałam sprawnie nie czyniąc większych szkód na sobie i w przyrodzie. Koty czekały. Mamunia, co bierze antybiotyk, wyniosła kawałek z kawałkiem procha do dzieci. Odpuściłam jej zapodanie niedzielnej provery bo dziecku to nie jest potrzebne. Marnie mamcia wygląda. Znów zaglucona. Przy mamci pojawił się złechany pingwini absztyfikant i to daje do myślenia.
W stercie płyt betonowych znikł zbrudzony ,chudy kot. Późne podejście dało mi jednak możliwość uwidzenia tych kotów co znikły jakoś w mrozy. Ten chudzik to był już przeze mnie widziany już wiele razy. Wyglądał lepiej. Kiedyś tam. To podobno czyjś kot. Czyjś ale na moim wikcie. Jak on czekał jak się oddalę by przedeptać pędzikiem do baraku.
Pingwiny też były. Był też biało-rudy stwór. Przychodził również wcześniej ale był okrąglejszy i... czystszy.

Pogrzebałam w przepastnym worku i dołożyłam puszkę do nerek by i ten miał co zjeść.
By zatrzeć złe winne wrażenie

to powiem ,żem nawet zupkę ugotowałam. Chyba jaką to nie musze mówić.

Kuraka koty zeżarły.

Płyn z kluchami spożył TZ.
A dziś : poprałam zapsikane zasłony i nawet firankę

, umyłam dom do wysokości mojego wzrostu i wyglancowałam szkło (mówię tu o przetarciu okien i ścian z lustrami) . Jakem Samochwała zrobiłam to bo

nas wizyta czekała. Ważna wizyta. Ale na razie sza, bo życie jest życiem. Zobaczymy.
Kochani, mam długą listę podziękowań dla Przyjaciół co nas wsparli.
Serdecznie dziękujemy WSZYSTKIM.

Po raz kolejny otrzymaliśmy od Was pomoc .Człowiek myśli jak sobie ogarnie to wszystko, jak da radę. Strach i obawy kołaczą w mózgu i mrożą serce... i los gotuje mu pomoc i wpycha nadzieję w te biedne serce.
Pozwólcie jednak, że na spokojnie wszystko wymienię. Dopiero do kompa się dorwałam (dziecię go okupowało) a jak dla mnie to już noc ciemna i poranek mocno bliski.