Nie pisałam, bo dopiero w piątek ustaliłam, że na pewno jadę i to z menażerią (a więc na cały weekend).
Spoko, będę jeszcze jeździć nie raz. A mój tata zaczyna zabawiać Małą Czarną (na tyle na ile Czarnidełko pozwoli), może się w końcu do niej przekona, i będę mogła bez problemu jeździć z pannicami, na cały weekend, a nie tylko na dobę, na wariata.
No właśnie, Czarnidełko powoli przestaje się bać mojego taty. Nie ma problemu z przejściem tuż obok niego, nawet z delikatnym otarciem się o jego nogi. Daje się chwilkę pogłaskać. Wczoraj drapała oparcie fotela, na którym tata siedział. Kota mi się powoli cywilizuje. No ale tatę widzi nie pierwszy raz, do obcych nadal nie podchodzi. No i widzi, że Ofelia mojego tatę lubi, a Ofelia to jest wzór do naśladowania dla małego głupiutkiego Czarnidełka.
W pociągu też była grzeczna, cichutka. Tym razem Ofelia troszkę marudziła. Ale tylko troszkę.
A po powrocie do domu był Ofelkowy foch. Spała w szafie a nie na podusi
