Mały i puchaty.
I prośbę.
Dużą i szeleszczącą

Kilka dni temu pojawiły się na moim podwórku (podwórko wewnętrzne, gdzie parkują samochody)
dwa małe kociaki+matka.
Mróz jest okrutny, szkoda było maluchów, więc postanowiliśmy z rodziną
je złapać. Szukałam domu tymczasowego w wielu fundacjach/
warszawskich domach tymczasowych, przytuliskach, na miau,
na Facebooku etc.
Na szczęscie, dzięki pośrednictwu fundacji JoKot zgłosiła się Pani gotowa dać kotkom
dom tymczasowy.

więc miała być zapewniona opieka weterynaryjna dla kociaków.
Wypożyczyliśmy klatkę-łapkę z Palucha.
Pierwszy

(nie wiem jeszcze jak się ma, czekam na kontakt od Pani z dt, być może też
będzie potrzebowała pomocy w znalezieniu domu)

Drugi

Dziś po południu miał jechać do tego samego domu tymczasowego...

Po oględzinach okazało się, że kotek ma wypadnięty odbyt.
Zupełnie nie znamy się ani ja ani nikt z mojej rodziny na leczeniu,
wyglądało to strasznie, nie wiedzieliśmy czym to grozi,
więc szybka decyzja: jedziemy do weterynarza.
Lecznica polecona przez fundację przyjęłaby kotka,
ale ich chirurg jest niestety na 2tygodniowym urlopie.

Podjęłam więc decyzję o wizycie w klinice całodobowej -
Multi-wet przy ul. Gagarina. Tam kotka (bo to dziewczyna)
została zdiagnozowana na wypadnięcie prostnicy
i pozostawiona na noc w klinice (oględziny, odkażenie i nawilżanie przez noc,
żeby nie wdała się martwica - koszt 100zł).
Jeśli klinika miałaby wykonać operację, potrzebna byłaby
opłata zabiegu z góry - 400zł. plus opłaty za opiekę po operacji.
400zł to dużo pieniędzy, próbowałam skontaktować się z inną fundacją, urzędem miasta,
który wydaje przecież talony na sterylizacje i zabiegi, z innymi fundacjami itd.,
z czego dowiedziałam się, że:
- "urząd nie ma jesze podpisanej umowy z lecznicami, przetarg zostanie ogłoszony za 3 tygodnie".

- "fundacje mają nie rozliczony poprzedni rok i nie mają środków".

- "proszę spróbować ogłaszać na forum i w internecie, może ludzie pomogą",

- "niech Pani zadzwoni po straż miejską".

Szkoda było tylko kociaka, niepotrzebnego jeżdżenia po mrozie
i stresowania małej i tak jeszcze dzikiej kotki, więc zapłaciłam.
Na razie za operację. Podobno policzą pobyt kotka jak za dobę hotelową (35zł/dobę),
a nie szpital (ok. 100zł/dobę). Operacja odbyła się dziś po południu, bez komplikacji.
mała ma tylko focha za kołnierz.

Według zaleceń lekarza szwy po operacji powinny być zdjęte po 14 dniach.
Kotka powinna przebywać w szpitalu 10 dni pod obserwacją. (10x35zł=350zł).
Karmę dla niej kupują w swoim sklepie w lecznicy i doliczają nam do rachunku
za pobyt (szkoda, że nikt o tym nie wspomniał), więc mogę dowieźć własną.
Mogę wybrać i kupić dla kotka zwykłe puszki z Rossmanna za 2zł
(o "Pupilu" z urzędu miasta wstyd wspominać) lub lepsze jedzenie
zamówić w sklepie internetowym tak jak dla własnych kotów,
musi być lekkostrawne, przecież nie chodzi mi o pogorszenie stanu zdrowia kotka.

Za zakupy w Animalia.pl zapłaciłam już 70zł. Ale to już jest nieistotne, ważne żeby kotek był zdrowy,
przecież o to tu tylko chodzi.
Boję się tylko jakich kosztów mogę się jeszcze spodziewać, lekarz uczulił mnie,
że problem prostnicy może się powtórzyć po zabiegu, okaże się to w ciągu najbliższych dni.
Jeśli tak, konieczny będzie drugi zabieg. (czy też za 400zł? nie wiem...

Jeśli wszystko okaże się być w porządku i jeśli mała nie będzie wymagała opieki całodobowej,
kotkę do czasu znalezienia domu może w ostateczności przechować moja koleżanka z pracy...
Na razie na takie decyzje za wcześnie, czekam jak kocina będzie się leczyła.
Bardzo proszę o pomoc zarówno w szukaniu domu
oraz w zdobyciu jakichkolwiek środków na leczenie kotki...
