Lidko, przepraszam, że drążyłam temat, choć z drugiej strony może dobrze, bo muszę powiedzieć, że postawa Pani Ewy bardzo mi się podoba, kobieta stara się jakoś dawać radę, a to bardzo dużo, nie jest typem, który nic nie robi i czeka. I takim ludziom warto pomagać.
Sytuacja jest jaka jest i się nie zmieni. Zdecydowałyśmy się pomagać i nie możemy nagle przestać, choć wiem, że jesteśmy już tym zmęczone. O wiele łatwiej, oczywiście, jest pomóc jednorazowo i spektakularnie, ja też coraz bardziej odczuwam to comiesięczne obciążenie, ale póki mogę, nie zamierzać przestać bo wiem, że raczej nikt mnie nie zastąpi - choć nadal mam nadzieję, że może ktoś od czasu do czasu

- a koty nie mogą być głodne, po prostu. Nie możemy się nagle obrazić, że już tak długo, że mamy swoje koty, że pomagamy innym, że już wystarczy.
Dobrze natomiast byłoby pomyśleć, jak zdobyć fundusze w inny sposób. Schronisko jak rozumiem odpada, w Krakowie TOZ rozdaje karmę karmicielkom, czy coś takiego jest też u Was? Nie pytam o fundacje, bo pewnie już to sprawdziłyście.
No i może by pomysleć jeszcze raz o adopcjach, też biję się w piersi bo zapomniałam o Molly, ale są przecież nowe, fajne zdjęcia. W październiku Mimetka zaproponowała pomoc, Mimetko jesteś tu? spróbujmy się zmobilizować. W końcu mniej kotów mniejsze koszta

I jeszcze jedno, nie zastanawiajmy się czy Pani Ewa zrobiła dobrze czy źle, nie zaczynajmy dyskusji o zbieractwie itp. jest jak jest, a dom chyba jednak jest lepszy niż schronisko.