Chipuś trzyma się. Podłazi do jedzenia, pokręci nosem, poskubie po jednym kawałeczku czy chrupce i tyle tego jedzenia. Pasę go Conwą przez strzykawę. Wenflon w nocy sie zapchał juz i ledwo tycią kroplówkę mu dałyśmy z Danką. Janusza mało co nie umordowałam bo wymądrzać się o przepychaniu, dopychaniu, odpychaniu... wenflonu potrafi rozprawiać z dużym znastwem ale zabrać się do tego ni jak nie ma chęci. Technik teoretyk.
Wyjęłyśmy mu ten sprzęt w nocy bo po cholerę nożynkę mu rani skoro rano to już wenflonowa mogiła będzie.
Wczoraj w ramach usprawnienia swoich porannych krzątań, zaoszczędzenia deczko czasu, pokroiłam wątróbkę w pasowne paseczki i sparzyłam wrzątkiem. Tak koty lubią. Tak myślałam. A wiem wszak ,że to nie jest moja specjalność
Zadowolona z siebie zapakowałam wsio do lodówki bo już otwory gębowe kotów wyraziły chęć poznania się z przysmakami. Rano, nie spiesznie ,zadowolona z pomysła, wyjęłam paseczki, pokroiłam w kosteczki i zaserwowałam gębom bytującym wszędzie. Blaty, podłoga, stołek....wszystko wyraziło obrzydzenie na takowy przysmak. Nie zeżarły. Trzęsły łapami, zerkały z niedowierzaniem, chodziły od miski do miski.
No, truciznę nam podała, leniwiec paskudny. Truciznę mówiły oczy i usteczka wykrzywione w podkówkę.
One takich eksperymentów nie jadają jak widać.
Wątróbka musi być sparzona dopiero co i taka ciepła ze środkiem surowym, powinna być zaserwowana. Pouczyły mnie oczy i wygięte usteczka.
Szlag. Ze wstydem zabrałam się za robotę. Tyle mojej oszczędności czasowej było. Zadowolone kociska z reprymendy skutecznej i misek pełnych, godnie oddaliły się po śniadaniu nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Podpadłam.
A to wczorajsze dziś pokrojone

zaniosłam dzikom .
Kotów przy budkach nie ma. Nie ma, bo są psy. Barak zdemolowany. W mokrym piachu ślady psich łap. Miski powywalane, sforsowana blacha. To samo na kotłowni widać - tam gdzie nie ma wylewki pełno łap psich.
Ale mamunia była. Mam nadzieję,że z dziury nie wychodzi. Miska z suchym w tym samym miejscu stoi to może psy jeszcze tam nie dotarły.