Rano pojechałyśmy z ilgatto do schronu celem "odebrania psa przez jego właściciela" i przeżyłyśmy chwile grozy.
Pracownik na dzień dobry powiedział, że mamy przyjść o 10, bo oni "wydają" zwierzęta od 10 (a było po 9).
Na nasze jęki dopytał o co chodzi, a następnie stwierdził, że on nic nie wie, nikt mu nic nie powiedział i w ogóle nie rozumie.
Po naszym tłumaczeniu, że ilgatto bardzo chce odebrać swojego psa, bo widziała ogłoszenia, skontaktowała się ze mną (czyli tą, która psa "znalazła" - nie znałyśmy się wcale i byłyśmy na "pani"

Pan nie wiedział, o którego psa chodzi, toteż szukaliśmy po wszelkich kwarantannach i znalazł się w ostatniej.
Uklejony błotem, odchodami, chudy i smutny...
(nikt mi nie wmówi, że w schronisku zwierzęta "nie mają źle"!)
Po wejściu do biura Bandi obwąchał ilgatto niepewnie i nie zareagował zupełnie.
Pan na to podejrzliwym tonem: "coś pani nie poznaje ten piesek..."
Serca podeszły nam do gardeł i już prawie spłynęłam tam po framudze na podłogę, na co Bandi skoczył z radością na ilgatto.
Nie macie pojęcia jaki głęboki oddech wtedy wzięłam, bo zorientowałam się, że od minuty w ogóle nie oddycham...
Potem pies siadł przy "swojej pani" i zaczął warczeć na pracownika schroniska, co już zupełnie przekonało pana, że piesek rozpoznał właściciela, którego broni.

(czasem nie mamy pojęcia jak mądre są psy...)
Pan zażądał książeczki zdrowia i raczył poinformować, że u nich doba kosztuje minimum 10zł, a pies był ponad 20... do tego szczepienie, leki, itd...
ilgatto wybrnęła dzielnie i ostatecznie zostawiła 20zł, jęcząc, że to jedyna gotówka jaką ma przy sobie.
Po wyjściu ze schronu pędem udałyśmy się do samochodu i pojechałyśmy byle dalej.
Potem już sama z Bandim popędziłam prosto do Sochaczewa.
W drodze psiak był całkiem spokojny, ładnie leżał i chrupał świńskie ucho, które mu kupiłam na drogę.

Powiem Wam tak: JESZCZE NIGDY W ŻYCIU NIE JECHAŁAM W TAKIM SMRODZIE!!!
250km z otwartym oknem, a tapicerkę mam w całości do prania.
Całą kurtę, spodnie i buty mam w błocie i gównach.
Ale warto było!

Dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce. Tymczasowi opiekunowie okazali się przemili, mądrzy i wspaniali.
Ich pieski są piękne, zadbane, mądre i grzeczne.
W ciągu najbliższych dni dowiemy się więcej o charakterze Bandiego, on nauczy się wiele od opiekunów i ich psów, może pojedzie nawet na szkolenie.

Był przy mnie grzeczny, spokojny i radosny. Na miejscu zabrałam go na spacer po polu i lesie. Cieszył się i skakał jak sarenka!
Nie chciał mnie puścić, kiedy wyjeżdżałam, siedział przy mojej nodze, patrzył na mnie słodkimi oczkami, a potem położył mi się na butach i stwierdził, że mam nie wychodzić bez niego.
Obiecałam mu, że jeszcze się zobaczymy.
Czysty, zadbany i bezpieczny - będzie przepięknym i cudownym psem, dla którego trzeba będzie znaleźć wyjątkowy dom.
W drodze:



Przerwa na siku, kupkę i piciu:


Na miejscu:


Dziękuję wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc dla Bandiego. Bez Was to wszystko nie udało by się.
Mam nadzieję, że uda nam się dozbierać resztę kwoty na opłacenie domu tymczasowego w lutym.
A teraz...
Idę pod prysznic, bo ciągle czuję na sobie ten smród... i idę do łóżka. Padam na twarz...