» Wto gru 31, 2013 8:41
Re: Pinokio - 2 chore maluchy u Magedy
Wiem, ze niejedna z Was mysli sobie, ze nabiore tych kotow i potem sa skutki. Zaczynaja sie choroby, nie leczone wszystkie jednoczesnie, nie odrobaczane na czas i w takim zageszczeniu to jak ma byc? I zdałam sobie sprawe, ze to jest prawda. Nie pierwszy juz raz koty u mnie choruja. Warunki nie sa niestety na taka ilosc. Koty wychodzace przynosza wirusy i sie zaczyna. Jezdzac po wsiach czesto nie ma mnie calymi dniami i wtedy na czas nie maja posprzatane, a w syfie, wiadomo, wirusy szybciej szaleją. Nie powinno tak byc i z tego wszystkiego zdaje sobie sprawe. Tylko, jesli mieszkam na wsi i mam stara chałupe, w ktorej nic nie ma juz do zniszczenia, a sytuacje sa takie, ze jesli bym nie zabrała, to ich zycie skonczyloby sie w osamotnieniu od chorob, glodu i chlodu. Na pewno nie wszystkie koty byly w beznadziejnym stanie i byc moze źle zrobilam ciagnac je do domu, ale zawsze mam swiadomosc, ze jestescie tutaj ze mna, sa ogloszenia i mase kotkow udalo sie wydac do dobrych domow. Przyzwyczailam sie do takiego zycia. Jednak moglam sobie pozwolic, bo oprocz oczywiscie pomocy od forumowiczow, ogromnego wsparcia w karmie, w sterylizacjach, najwieksza pomoc mialam od mojego meza, ktory jakos to wszystko znosił i nie pytał mnie gdzie sa pieniadze. Stała sie jednak ostatnio rzecz, ktorej nie przewodzielismy, a mianowicie brak pracy. Zaczeło sie dziac zle od stycznia tego roku, kiedy posypał sie moj kregosłup i tz musiał czesciej przyjezdzac do domu. Brał urlopy bezpłatne i siedzial ze mna, bo nie dalam rady opiekowac sie zwlaszcza psami. Od mojej operacji w kwietniu, kiedy byl w domu prawie dwa miesiace, po powrocie do pracy niestety jego miejsce zostało zastapione innym pracownikiem, a on przerzucany z miejsca na miejsce, co wiazało sie rowniez z mniejszym zarabianiem. Tracił godziny, ale jakos to bylo. A kiedy jesienia znowu przyjechał do domu, na normalny, nalezacy sie urlop, po powrocie do pracy okazalo sie, ze nie ma znowu miejsca. Po 2 tygodniach wrocil do domu nie pracujac ani jednego dnia i znowu czeka. Sytuacja staje sie zła i oswiadczył mi, ze nie moze mnie wspierac w mojej dzialalnosci. Nie wiem co teraz bedzie i jak mam to ciagnac dalej? Kto z Was ma zwierzaki to wie, ze do kuwet trzeba cos sypac, ze ciagle potrzebne sa srodki czystosci, ze trzeba prac, gotowac, idzie prad, gaz. Trzeba leczyc, do weta dojezdzac. Auto sie psuje, opłaty, eksploatacja, olej, plyn, zawieszenie. Wszystko to wymaga nakładow pieniedzy, ktore mialam i nie patrzyłam na nic. Na szczescie mamy sucha karme, rozne witaminy, koce, łóżeczka. Ale sa koty i psy, ktorym nie wystarczy suche jedzenie. Trzeba gotowac ryz, kurczaki, potrzebne puszki. Potrzebne na to pieniadze i to nie malo, na prawde.Mamy wsparcie, moge sterylizowac, moge jezdzic i wozic kotki do sterylizacji i na to sa dobrzy ludzie i przysyłaja pieniadze. Jednak te zwierzeta ktore mam w domu, kiedy zadzwoni telefon, trzeba sprawdzic dom i czesto jade sama . Tak samo psy, czesto trzeba dowiezc, do lekarza, leczyc, szczepic, odrobaczac. Nie wiem jak teraz poradze, nie wiem co robic. Jestem spanikowana i boje sie. Auto wymaga wymiany oleju, a ja nawet na to juz nie mam. Nie moge jechac, bo zatre silnik. Trzeba wymienic tarcze i klocki hamulcowe, a ja nie mam za co.
Kochani, od meza juz nie dostane. Po prostu nie ma pracy. Pracował i w wolne dni lapał hałtury, ale juz zdrowie nie pozwala, juz koniec. Siedzi w domu i czeka na telefon, ale on milczy, a kiedy sam dzwoni to mowia ze oddzwonia. Nie wiem czy chciałby zebym pisała co robil, gdzie jest zatrudniony, wiec nie pisze. Ostatnie kilka lat pracował zagranicą. Na szczescie nie został zwolniony, ale musi czekac. Ma zal do mnie, ze nie mamy odłozonych pieniedzy, ze nic nie mamy. Bo my na prawde nic nie mamy. Nie przeszkadza nam to, bo kochamy zwierzeta i mielismy na podstawowe zycie. Tylko, ze zawiesiło sie i jest tragedia.
Przepraszam, ze to napisałam, ale boje sie i jestem załamana. Ani pracowac nie mam jak, bo ledwo łążę, a i zwierzakow bym wtedy nie dala rady dopatrzec, ani pozyczac nie ma u kogo. On czeka i pewnie wkrotce pojedzie, ale nie bedzie mi juz pomagac. Powiedzial mi, ze musze z tym skonczyc. Tylko jak ja mam to zrobic?
Prosze nie zrozumiec mnie zle. Wiem, ze sama jestem sobie winna i wiem, ze musze z tego jakos wyjsc. I do nikogo nie mam pretensji. Ot, tak po prostu podzieliłam sie z Wami sytuacja w jakiej sie znalazłam. Moze i troche ku przestrodze innym, aby zastanowili sie do czego moze doprowadzic milosc(głupia miłosc) do zwierzat. Nie wolno chciec ratowac za wszelką cene, bo mozna sie przecenic.