przepraszam, że dopiero teraz, ale w sumie spędziliśmy tam kilka godzin, a musiałam jeszcze zrobić zakupy do domu i stado oporządzić, przed chwilą usiadłam.
najpierw historia:
to co się zapaliło to transformator od lampek, które wisiały na zewnątrz! nagrzał się, stopił, no i dalej już poleciało - tak mówili strażacy. Cudem jest, że nie spaliło się więcej, bo te domy stoją w lesie. W tej części ulicy mieszkają tylko ci państwo i Aga, reszta to domki weekendowo-letniskowe. Osmaliło tylko trochę taką szopę na narzędzia, też nie wiem jak to się stało, że to w ogóle stoi...
Wiktoria była w domu sama, było koło 20.15 jak się zaczęło - nagle zobaczyła płonącą ścianę

Agnieszka mówi, że jedyne co słyszała to koszmarny krzyk tej dziewczynki. Zanim dobiegła (dzieli ich jedna posesja) Wiktoria szarpała się z furtką i wyganiała przez nią psy. Brama wjazdowa była zamknięta na jakiś taki rowerowy zamek, dopiero nożycami do rozcinania samochodów strażakom udało się to przeciąć. Na podwórku stał jeszcze samochód - wybili szybę i jakoś wypchnęli go dalej od ognia, bo jeszcze i on by wybuchł. Państwo wrócili chwilę przed strażą - wtedy dom już wyglądał jak gigantyczne ognisko...

jest tak:
dom spalony w połowie zupełnie, druga połowa stoi wypalona w środku - nie nada się do "naprawy" bo belki stropowe są nadpalone. Dziś zapełniono już cały kontener, jutro ma przyjechać kolejny, a potem koparka, żeby zburzyć to co jeszcze stoi. Temperatura była taka, że upiekło się mięso w zamrażarce...
jak byliśmy była też opieka społeczna, mają przyznać jakieś pieniądze na odbudowę domu, trochę ma też dać gmina, ale wiadomo jak jest - pałacu się za to nie postawi, szybciej psią budę z wygodami

państwo pojechali też dziś do banku - muszą mieć konto pomocowe, na które będzie można wpłacać pieniądze - inaczej się nie da. Jak będziemy znać numer - podamy do wpłat bezpośrednich.
na działce między nimi a Agnieszką jest letniskowy domek - właściciel udostępnił im to bezterminowo. Domek jest malutki: salonik + sypialenka, malutka kuchnia i łazienka z prysznicem i toaletą, ale dla nich w tej chwili to i tak jest świat i ludzie. Niestety ten domek nie jest ocieplony - Aga zamówiła już jakieś cudo techniki - jakby cienka pianka z dwóch stron pokryta folią aluminiową - podobno równowartość 8-10 cm styropianu. Zrobione z tego będą "podwieszane sufity" - tę piankę trzeba przyczepić do takich jakby krokwi pod sufitem, zrobi się wtedy poduszka powietrzna, zatrzymująca ciepło - przynajmniej tak uzgodnili z moim TŻ-tem, on się trochę zna, łaził tam dziś z Panem Januszem i rozmawiali co i jak. W domku jest nowoczesna "koza" - mały żeliwny piecyk i kominek, a którym jak się napali to i 30 stopni można osiągnąć, ale jak tylko się przestaje - to on wyciąga ciepło do komina, bo czegoś tam nie ma w tym kominie, więc póki co komin od kominka będzie zatkany. W tej chwili w domku stoi taki elektryczny grzejnik, żeby choć trochę osuszyć z wilgoci i podgrzać. Aga zaoferowała, że jakby przyszedł mróz i by marzli - mają u niej miejscówkę, ale wiadomo jak się żyje kątem u kogoś.
zawieźliśmy dziś żarełko dla psów i kotów - na jakiś czas im wystarczy, choć będzie potrzebne jeszcze jedzenie dla psów, jedna suczka jest malutka w typie maltańczyka, jeden psiak jakieś 12 kg, ale trzeci jest duży - na oko z jakieś 25-28 kg waży.
zawieźliśmy też bieliznę od Maxymy, różne rzeczy od CoolCaty i mgska i trochę ciuchów - mój szef się przeprowadzał i część rzeczy oddał - akurat na Pana Janusza będą koszule, kurtka i płaszcz, trochę bluzeczek dla Wiktorii tez tam się znajdzie, jest kurtka damska, no ogólnie tak - zawiozłam co było na oko się nadające, żeby mieli choć na jutro rano na zmianę. Aga mówiła, że dała im swoje ciuchy, ale wiadomo - wydawało jej się, że ma dużo, a tu już dziś rano był mały problem.
Państwo może dziś wieczorem przejrzą to, co dostali do tej pory i może uda się zrobić listę najpotrzebniejszych rzeczy.
Ja wiem, że wszyscy czekają na taką listę, że się dopytujecie z dobrej woli, ale wierzcie mi, że oni cały dzień albo coś załatwiają z różnymi urzędami, albo sprzątają pogorzelisko - muszą przejrzeć to jak najszybciej, żeby móc zabezpieczyć ewentualnie to, co się jako-tako jeszcze nadaje do użytku... Muszą też najpierw ogarnąć domek, w którym mają mieszkać, żeby wiedzieć, co im potrzebne. Póki co - jak będzie potrzeba to Aga im pożyczy garnek czy ręcznik.
ten domek, w którym mają zamieszkać jest umeblowany, tzn. jest łóżko dla państwa i wersalka dla Wiktorii, są krzesła, stół, chyba nawet jakiś kawałek szafy widziałam, z mebli to tam już nie bardzo jest gdzie cokolwiek wstawić, myślałam ewentualnie o takiej szafie składanej, to chyba ikea robi - taka z materiału, jak pokrowce na ubrania, ze stelażem w środku. Albo zwyczajnie - stelaż z wieszakami - teraz na to wpadłam

I może jakaś komoda by sie przydała, żeby mieli gdzie bieliznę upchnąć?...?
w kuchni jest lodówka i kuchenka na butlę gazową, taka stara jak to kiedyś bywały, na nóżkach. Są jakieś garnki i naczynia tych ludzi od domku. Przydałaby się bardzo zamrażarka...
Wiem, że ktoś im przyniósł dziś dwa śpiwory, trzy koce. Tu widziałam ofertę poduszkową, CC chyba też poduchę do tego co zawieźliśmy załadowała

rozmawiałam też z koleżanką od astków - ona i jej TŻ dadzą kołdrę. Mój TŻ jest teraz u swojej siostry wydębić bieliznę pościelową, której siostra ma dwie szafy.
tak na teraz wygląda sytuacja. Będę męczyć Agnieszkę o tę listę jak najszybciej. I muszę zapytać jeszcze o rozmiar Pana Janusza jeśli chodzi o spodnie, bo w Agi męża to tylko w dres wchodzi i to też na wcisk. Głupio mi było obcego faceta o spodnie pytać

Nie mamy też na razie żadnych spodni czy spódnic dla Pani Joli

może ma ktoś kilka ręczników? niedużo, żeby ich nie zawalić, ale chociaż z pięć sztuk by im się pewnie przydało. I piżamy, najlepiej długonogawkowe i długorękawowe, jak mają spać w tym domku letniskowym
Acha, i jedzenie. To może sprawa na po Nowym Roku, niech się ogarną najpierw, żeby mieli gdzie to trzymać, teraz Aga ich żywi, ale myślę, że można by ich jakoś jedzeniowo wspomóc. Pani Jola wszystko miała "swoje" - kupowała na ryneczkach warzywa, owoce i mięso i pakowała w słoiki i do zamrażarek (dlatego o tej zamrażarce wspomniałam), no ale teraz wyjścia nie mają, muszą jeść sklepowe...
matko, godzinę tego posta pisałam...