Jesteśmy i żyjemy. Wróciliśmy późno i rano do kotów nie poszłam. Nie było sensu bo strasznie walili jeszcze o świcie
Ale nasze i tak nie odpuściły mi wczesnego śniadania wymuszając podanie puszek.Kicanie, darcie kudlaków bo głód humory zabrał, miauki i zbiorowe zawieszenie wzroku w moje oczka zamknięte, złamały moje postanowienia. Na krojenie serduszek i żołądeczków sił nie miałam. Przyjęły to ze zrozumieniem. Chyba
Poszłam do nich później. O dziwo była burasia

i Szylcia. Reszty nadal brak.
Wemkłam się na kotłownię.
Wemkłam bo ludziska kręcące się i wizytowe rureczki

opinające cellulit ,mocno mnie ograniczały. Dobrze, że w obcasy się nie wystroiłam. Nie miałam w planie włażenia na kotłownię. Jednak nie wytrzymałam.
Nożynki trudno się unosiły. Oj trudno. Poczułam twardość płotu

Wdzięku w przełażeniu też nie było.
Dobrze zrobiłam. Bo miski puste były.

A wczoraj zostawiłam im normalne

jedzenie, puszkę całą dodatkowo i chrupek dostatek. Mamunia czekała. Dawno za dnia się nie oglądałyśmy. Czy moje oczy mogły kłamać

jak starałam się jej przekazać moje dobre myśli. Nie chcę jej skrzywdzić. I jej dzieci. Tylko chcę ją ucapić. W odpowiednim terminie. Tak
se dyskutowałyśmy milcząco gdy Chłopczyk w progu się pokazał, prosząc o uwagę. Czarny kwietniowy, cienko mnie zagadując stał w progu, wdzięcząc się tanecznie. Moja rozterka. Piękny jest. Ma lekko spłaszczony pysiek i dużawy mocno brzuszek. Chyba tatuniem jest PierdzielonyPingwin. Że też go wtedy od łapki odgoniłam. Ciężarówki i tak nie złapałam a on wyciągnął lekcję.
Dziwnie tak za dnia łazić po kotłowni. Widok przygnębiający mocno. W mroku nie widać smutnych śladów po pożarze, zimnych i obskurnych murów, brudu, porozbijanych szyb, wyrwanych framug , szczątków matali, desek z gwoźdźmi ... "Dziura" Mamusina pełna wody i lekkiego smrodku od jej zalegania. Dołożyłam desek by choć łapki kocie nie brnęły w tym. Pozatykałam dziury jakie się nowe pokazały w podłodze. Ktoś je wybił .Pod nimi jest "piwnica". Kot jak wpadnie szans nie ma. Pozbierałam deski i druty by koty na nich się nie poraniły. Pozgarniałam szkło. Przeszukałam całą kotłownie .Z obawą ale przeszukałam. Piętro po piętrze. Czy muszę pisać czego szukałam.

Nic, uff. Nic. Może wrócą.
Dopiero teraz pomyślałam (jak na mnie to szybko

) ,że może balety były i dlatego "dziwne" rzeczy przybyły. Albo ja ich nie widziałam łażąc po mroku, bo sama się nie zaplątałam.
Strzelają cały czas. Tylko Suri nie wystrzeliła z posłanka jak walnęło na podwórku blokowym. Siedziała w oknie i gapiła się.
Rok jak co rok

Dzień jak co dzień.
Zaczynamy 2014 i mam nadzieję, wierzę, że dla każdego będzie lepszy.
Czego Wam i sobie
życzę