Na początku odbywały się dzikie biegi z sykami i warkotem. Nie wiedziałam, że Lucuś potrafi być taki groźny, ale po prawdzie, to Budrys coś w zbyt gościnnym nastroju nie był i chciał Lucusiowi odgryźć jajka

Potem się jakoś unormowało i tylko latali po domu jak pershingi i otrząsali igły ze stroika

Potem Lucuś zeżarł budrysowe śniadanie i nasikał mu do kuwety

A jak wracaliśmy do domu, to spotkaliśmy jakąś dziwną panią (osobiście nie znam i nie bardzo kojarzę kto zacz


Po powrocie Lucuś opędzlował miseczkę chrupków, odespał, wtrząchnął mięsko, odwalił spacerek po korytarzu, a teraz podsypia. Hough!
A, przed wyjściem musiałam rozciągnąć przechodnie kocięce szeleczki albowiem rozmiar sprzed miesiąca okazał się dla Lucusia zbyt ciasny.
A babcia powiedziała, że Lucuś chudy jak szparag
