Nasze białaczkowce (FELV) cz.4

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Sob gru 28, 2013 21:45 Re: Nasze białaczkowce cz.4

:ok:
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Sob gru 28, 2013 22:12 Re: Nasze białaczkowce cz.4

BOZENAZWISNIEWA pisze::ok:


Dziękuję :oops: :)
Obrazek Carmen Obrazek Tusia

polichtanna

 
Posty: 85
Od: Wto wrz 24, 2013 12:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 31, 2013 11:15 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Wszystko załatwione, izolacja itp.
DZIĘKUJĘ ZA POMOC!!!
Obrazek Carmen Obrazek Tusia

polichtanna

 
Posty: 85
Od: Wto wrz 24, 2013 12:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 31, 2013 11:49 Re: Nasze białaczkowce cz.4

polichtanna pisze:Wszystko załatwione, izolacja itp.
DZIĘKUJĘ ZA POMOC!!!

:ok:
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Pt sty 03, 2014 0:10 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Dr Jagielski musiał już wykonywać testy PCR ze szpiku, najlepiej chyba jego zapytać, czy wykonać jeden test ze szpiku czy dwa PCR tylko z krwi. Znając siebie, pewnie zrobiłabym test ze szpiku, bo wolałabym wiedzieć, czy na pewno kot jest zdrowy czy chory.
A ta Carmen to piękniutka jest :kotek:

Chciałabym się Was wszystkie, które miałyście dużo doświadczeń z białaczkowcami, zapytać o coś:
Od wetów wiem, że stres jest zabójczy dla kota z białaczką. A przeprowadzka to dla kota duży stres. Mam taki dylemat, chcę w kwietniu - maju, po powrocie z Niemiec, przeprowadzić się do Warszawy. Sama podróż nie byłaby dla kotów stresem, bo one dobrze tolerują sedalin żel (np podałam go im w sylwestra, nie spały, ale i nie bały sie huków). Jeśli w nowym mieszkaniu, będą miały spokój, faliway, mnie, na stałe już, to czy to będzie aż tak stresujące dla nich? Są takie preparaty jak Stresnal (ziołowe), które podane odpowiednio wcześniej sprawiaja, że kot w różnych sytuacjach, mniej się stresuje.
Może któraś z Was przeprowadziła się razem z białaczkowcem i mogłaby się wypowiedzieć? Byłabym wdzięczna.
Z tego co wiem, koty sa przywiązane do miesjca, bardziej niż do ludzi... :?

Będę wdzięczna za wyrażenie opinii, jaką macie na ten temat :kotek:
Niestety ale niektórzy weterynarze to tylko wyciągacze kasy.
Obrazek Obrazek

alette

Avatar użytkownika
 
Posty: 173
Od: Śro sie 03, 2011 12:26

Post » Pt sty 03, 2014 9:14 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Ja mogę tylko napisać o 1 kotce białaczkowej, którą znam. Tyle że Tusia to oaza spokoju. Nigdy nie gryzie, nie drapie, nie boi się ani weta ani pobrania krwi. Przeprowadzkę po roku z DT do mnie zniosła jak anioł. Po niecałej minucie wyszła z transportera, po 2 chyba godzinach była u mnie na kolanach a potem rozkwitła. Ale... Tusia to kot wyjątkowy. (tzn ja wiem, że wszystkie są wyjątkowe, tylko Tusia da ze sobą zrobić wszystko, nie boi się hałasów, niczego nie drapie, nawet jej bobki nie śmierdzą :D ). Innych białaczkowców niestety nie znam, więc nic nie mogę powiedzieć. Może jak się przeprowadzają z Tobą, to nie będzie tak strasznie?
Obrazek Carmen Obrazek Tusia

polichtanna

 
Posty: 85
Od: Wto wrz 24, 2013 12:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt sty 03, 2014 10:11 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Ja mam stado białaczkowe tzn. wszystkie jeszcze nie są przetestowane, ale najprawdopodobniej większość jest pozytywna. Przeprowadzałam się z nimi 2 lata temu ze Świdnicy do Katowic to jest ok. 250 kilometrów. Koty były przewożone dwa razy po 3 sztuki :D . Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mają białaczkę i traktowałam je jak normalne, zdrowe koty. I generalnie całe szczęście, że jeszcze nie wiedziałam, bo bym pewnie wymyślała, a tak wzięło się koty, przewiozło do nowego domu bez żadnego wydziwiania i właściwie obyło się bez większych przeszkód. Co nie znaczy, że koty nic się nie stresowały, ale był to normalny stres wynikający z tego, że np. jeden nie cierpiał jeździć w kontenerku, dwa w ogóle nie lubią jeździć więc pyszczki darły jak im się przypominało co jakiś czas, że jadą. A jeden co prawda się nie wydziera, ale zawsze podczas jazdy wali kupę :evil: . Po prostu przed przeprowadzką starałam im się zapewnić jak najlepsze warunki do jazdy uwzględniając ich fobie samochodowe i jakoś to poszło. Przyjechaliśmy koło 13 i po wypuszczeniu na mieszkanie już wieczorem zachowywały się tak jakby tam mieszkały od zawsze :D. Patrząc się na moje doświadczenia z przeprowadzki z kotami, wcale nie uważam, że one są jakoś bardzo bardzo przywiązane do miejsca, dużo bardziej do swojego opiekuna.
Dlatego uważam, że należy rozsądnie podchodzić do tego :ok:
19.11.10 - Tosia (*) - kocie dziecko, któremu los dał tak mało czasu
26.08.11 - Czikita (*) moja pierwsza kocia miłość - przyszła, zabrała moje serce i odeszła tak szybko
14.12.12 - Felciu (*) zawsze będziesz z nami
26.04.14 - Papaja (*) najsłodsza strachliwa królewna, takiej już nie będzie
31.07.17 - Rudolf (*) moja najukochańsza kocia pierdoła

AgaPap

 
Posty: 8937
Od: Pt sie 31, 2007 6:49
Lokalizacja: Katowice i trochę Świdnica

Post » Pt sty 03, 2014 11:40 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Przeprowadzałam się z Kackiem jakieś 1,5 roku temu.. Niedaleko i parę razy był ze mną na budowie (lubi jeździć autkiem, byleby nie do Weta :mrgreen: ) ... Ja panikowałam, kupiłam, włączyłam 2 faliway'e (po sztuce na kota), rozpieszczałam, siedziałam z nim (wolne) już po, panikowałam, ze coś mu się stanie, tak do roku czasu.. Teraz z doświadczenia mogę powiedzieć, ze bardziej stresował się znikającymi rzeczami z poprzedniego mieszkania (ostania noc to my, pudełko najpotrzebniejszych sprzętów i łóżko) niż przejściem na nowe.. Ale raz byłam z nim całe dnie dość długo, dwa to kot pewny siebie, nie zalękniony.. Choć drugi, zdrowy też dobrze zniósł przeprowadzkę. Na pewno weź parę dni wolnego, by pobyć z kotami już na nowym.
pwpw
 

Post » Pt sty 03, 2014 11:54 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Ja się przeprowadzałam z kotem z FIC, który na każdy stres reagował zapaleniem pęcherza i sikaniem krwią. Przeprowadzkę zorganizowałam w te sposób, że najpierw wyjechały rzeczy, do których kot nie był za bardzo przywiązany (kuchnia itp.), a potem, głównym transportem, ja, kot i jego ukochany fotel, tak że na miejscu już były jego rzeczy i kot się mógł czuć od razu "u siebie", potem jeszcze jakieś uzupełniające rzeczy dojechały.
Kot od razu poczuł się dobrze i nawet nie dostał ataku choroby, co było osiągnięciem, bo potrafił go dostać np. po mojej jednodobowej nieobecności albo po dłuższej wizycie gości.
"Koty trzeba chwalić, robia się od tego bardziej puchate"

taizu

Avatar użytkownika
 
Posty: 16135
Od: Śro gru 30, 2009 23:05
Lokalizacja: Mazury

Post » Pt sty 03, 2014 11:57 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Pamietam wiele lat temu jak wybuchła u mnie białaczka i wpadłam na pomysł,żeby koty plusowe oddac...Dzięki namowom "madrzejszych'oczywiście.Pamiętam co mi doktor powiedział własnie...:"Prosze pani,stres zabije te koty szybciej niż pani mysli,bo dla nich pani jest zyciem,nie lepszy INNY dom.Jesli taka pani decyzje podejmie to lepiej je uspić".To sa śwętae słowa.Tak uwazam...Skoro decyzduje sie na kota /psa na dobre i złe to na dobre i złe...w zdrowiu i chorobie,to jak przysięga.Przyjaciół się nie oddaje...
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Pt sty 03, 2014 15:40 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Ciężko doradzić. Wszystko zależ od kota.
Gdybym musiała przeprowadzić się z moimi felvkami to pewnie najpierw podawała im KalmAid. W nowym mieszkaniu zakupiła feliway do kontaktów. Może i obróżki sama nie wiem.
Potem umieściła w nowym mieszkaniu zabawki, rzeczy kociaków co by maiły swoje znane zapachy.
Po przeprowadzce umieściła w jednym pomieszczeniu i stopniowo pokazywała całe mieszkanie.

Ale to gdybanie.

U mnie Tofi to spokojny, mało stresowy kot. Z nim pewnie poszło by gładko.
Kubuś hmmm nie wiem jak by to było. Z niego straszek, nie lubi zmian, nowego.

Stres jest najgorszy i może nawet zabić zdrowego kota, a co dopiero z FeLV.
Obrazek Obrazek Obrazek
Toffie [*] 15.03.2016r. , Kubuś [*] 07.12.2016r. , Julia (Dżulia) [*] 15.01.2018r.

Miraclle

Avatar użytkownika
 
Posty: 12355
Od: Wto maja 10, 2011 10:47
Lokalizacja: Jaworzno

Post » Sob sty 04, 2014 0:48 Re: Nasze białaczkowce cz.4

dolaczam ze swoim kotkiem ....tak w skrocie przygarnelam dwa kociaki (chcialam jednego na dokocenie ale byly dwa wiec serce mi zmieklo ,wiedzialam ze drugiego wyadoptuje na gotowy juz dom) i niestety sa bialaczkowe ,chlopczyk juz zostal uspany i bede tego komentowac choc pozniej poprosze was o ocene czy wet wykazal sie tu jak nalezy bo mnie krew zalewa nie mowiac o kosztach .., dziewczynka jest na leczeniu interferonem ,wyniki krwi beda na poniedzialek ,plus wyszedl na tescie paskowym{120 zl } czy wy tez tak drogo placicie??? kicia jest juz pod opieka innego lekarza bo wdl mnie wet zawalil.Przyszlam z dwoma kotkami od razu na drugi dzien ,pokazalam i powiedzialam ze byly brudne wiec sa wykompane i ze sa ze zlych warunkow to byla wizyta kontrolna ,poza tym wet wiedzial ze mam w domu drugiego kota i tu sie zaczynaja moja pretensje ze nie zaczal od testow ,chcial nawet szczepic ale nie pozwolilam bo nie bedac weterynarzem wiem ze jakas kwaranntanna obowiazuje , od lat placilam slone rachumki za leczenia bezdomnych kotow bez mrugniecia oka a takze moich zwierzat,Zamiast wykonania testow dostaly ksiazeczki zdrowia i kropelki na odpchlenie i za ta wizyte zaplacilam ok 100zl.po ttyg mniejszy kotek zachorowal ponoc na koci katar i tak leczyl ok 2 mies bez efektu ,objawy wracaly a ja placilam i placilam ,.W koncu postanowil zrobic test ktory wyszedl pozytyw i uspal maluszka . juz u niego drugiego nie lecze bo czuje sie oszukana takim leczeniem ,nie wiem czy kotka sobie poradzi ,przedwczoraj jadla tylko przez strzykawke a dzis juz nic ,tylko pila .WEt zatrzymal ja w klinice bo jest slaba ,nie powiedzial nic bo trzeba zobaczyc jej wyniki krwi ale choc troche mnie pocieszyl ze czasami koty sobie z tym radza i mial takie doswiadczenie u siebie w klinice .Nie licze na cud ale bardzo bym chciala zeby choc pare lat z nami zostala ,kot rezydent zaszczepiony bo tylko takie rozwiazanie jest mozliwe,bo kto ja wezmie z bialaczka ?? i czekam na wyniki mojej Marylki ,nie mialam pojecia ze takie paskudztwo istnieje

galga

 
Posty: 22
Od: Wto sie 28, 2012 17:12

Post » Sob sty 04, 2014 17:27 Re: Nasze białaczkowce cz.4

zamykam moje obawy bo koteczka zostala uspana ....opadla z sil ,zataczala sie wyniki krwi ,badania nerek nie dawaly szans ,miala tylko 5 miesiecy
Znow szukam przyjaciela dla mojego kotka ,powiedzcie ile mam odczekac aby bylo jasne czy moj kot zarazil sie wirusem czy nie ? wet mowil ze pol roku ,czy naprawde az tak dlugo musze czekac?
nie posadzajcie mnie o brak serca czy bezwzglednosc ale po lekturze waszych watkow stwierdzilam ze nie bede kotki meczyc transfuzjami ,zastrzykami itp jestem realistka i brdzo kocham zwierzeta wiec nie mecze bez sensu bo tu juz celu nie bylo ,tylko nigdy nie odzaluje ze wczesniejszemu wet nie kazalam robic wszystkich dostepnych testow ,polegalam na jego doswiadczeniu ,myslalam ze jak ide do lecznicy i prossze o sprawdzenie czy koty sa zdrowe on zaproponuje mi wszystkie mozliwe rozwiazania ,tym bardziej ze kazdy jego pomysl profilaktycznej opieki zawsze ,za kazda cene przyjmowalam ale jak widac mylilam sie .
A wisienka na torcie jest to ze gosc sam mial kota bialaczkowego ktorego stracil ,a nie przyszlo mu do glowy zaproponowac testu na bialaczke
jesli ktos zna odp na moje pytanie to prosze o info

galga

 
Posty: 22
Od: Wto sie 28, 2012 17:12

Post » Sob sty 04, 2014 17:39 Re: Nasze białaczkowce cz.4

Kotkę najlepiej powinno się przetestować gdzieś 3 miesiące po ostatnim kontakcie z chorym kociakiem, jego miseczkami i kuwetą. Wyrzuć (wyparz wrzątkiem) miski, kuwety, posłanka, zabawki, które łapały pyszczkiem,wyrzuć używany przez chore żwirek.
Najlepiej przetestować testem PCR, nie tym paskowym (a propos, paskowy u mnie kosztuje 70 - 80 zł, nie 120 :evil: ) PCR jest droższy, ale dokładniejszy. PCR w zasadzie można robić już po miesiącu, ale lepiej odczekać dłużej
"Koty trzeba chwalić, robia się od tego bardziej puchate"

taizu

Avatar użytkownika
 
Posty: 16135
Od: Śro gru 30, 2009 23:05
Lokalizacja: Mazury

Post » Sob sty 04, 2014 18:28 Re: Nasze białaczkowce cz.4

tez tak myslalam ze trzy bedzie dosyc,badania zrobie za trzy miesiace akurat trafie na marcowy wysyp kotkow ale chyba bede szukac starszego ,ok polrocznego zebym mogla byc pewna testow straszny strzes przezylismy z tymi dwoma ,cieszylam sie znalazlam dom dla drugiej kotki a drugi mial domek u mnnie .niestety nie udalo sie .Chce wziasc kota ze schroniska ale na wlasny koszt przed adopcja zrobie test,chyba ze okaze sie iz moj kot zdazyl sie zarazic wtedy nie wiem co zrobie ,moze zaadoptuje bialaczkowego nie wiem....testowalam wtedy 3 koty ,dwa male i rezydenta czyli 360 zl plus leczenie nie wiadomo czego wyszlo ponad 1000 zl w sumie ,ile bezdomnych kotow mozna za to nakarmic lub zrobic potrzebna operacje ,albo wyleczyc kocie katary u bezdomnych ?? i na to sie wkurzam ze tylko zasililam swieta pana wet zamiast pomoc bezdomnym kotom,ten wet u ktorego teraz bylam skasowalby 80 zl bo pytalam niestety kicia nie doczekala kolejnego testu ,zostala uspana w czasie kuracji interferonem .Aha dalam oczywiscie znac do domku rodzinnego kotki ,bo ona jest o ironio losu wychodzaca ,wlasciwie kotka jest bezdomna zyje na portierni a pracownicy ja dokarmiaja i to oni zorganizowali adopcje maluchom i chwala im za to ,jest tez wysterylizowana wiec nie urodza sie kolejni meczennicy .Ona jest raczej jedynym zrodlem zakazenia bo prosto stamtad trafila do mnie a po tyg jeden z kotkow juz byl w ostrej wiremi ktora na 100% aktywowalam ja ,kapiela ktora im przygotowalam bo byly oblepione sadza i smarem fabrycznym.ale wtedy nie wiedzialam

galga

 
Posty: 22
Od: Wto sie 28, 2012 17:12

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: alessandra, Majestic-12 [Bot] i 97 gości