W pierwszy dzień świąt pojechałam odwiedzić babcię. Przechodziłam podwórkiem z którego zabrałam 3 tygodniowego Lamarka... A tam 4 koty-klony, dosłownie klony mojego kotka,tylko trochę większe. Takie same pyszczki, takie same białe krawaciki , takie same czarnuszki... Wiedziałam że będą sobie buszować na dworze, wzięłam wcześniej z domu do torebki trochę suchego TOTWa i im sypnęłam-zjadły

Nie bały się. Jak spojrzałam w tą piwnicę to płakać mi się chciało, tym bardziej się cieszę że go stamtąd zabrałam. Te kotki nie mają się tam tragicznie, są dokarmiane , nie widziałam żeby były zaniedbane,a w piwnicy podobno w miarę ciepło. Ale mimo wszystko... Cieszę się że Lamarek ma u mnie jak u przysłowiowego "Pana Boga Za Piecem".
Jak to ostatnio stwierdził mój Tata przy odwiedzinach trzymając kotka na rękach "Oj chłopczyku,Ty wiedziałeś gdzie dupkę wsadzić i na kogo spojrzeć"
