Jutro Wigilia, a ja zamiast myśleć o Świętach, szoruję kuwety i sprzątam mieszkanie po ostatnim dniu odrobaczania.
Myślę o chorych Rodzicach.
I z obawą patrzę na koty.
Zero myśli i uczuć świątecznych, tylko jedno wielkie zmęczenie w tym roku
Tysia na antybiotyku czuje się lepiej, coś tam podjada i chyba będzie ok.
Dla odmiany coraz bardziej martwimy się oboje z Januszem o naszą niebieską smerfetkę.
Od wczoraj dzieciaki z klatek (poza Sand) biegają sobie razem z resztą maluchów i od wczoraj Steel nie je.
Wpierw myślałam, że się boi nas, dzisiaj że to stres i strach przed tak dużą ilością kotów, ale chyba ani to, ani to.
Do nas sama podchodzi, daje się głaskać i przytulać, do kotów może się nie garnie, ale też od nich specjalnie nie ucieka.
W ciągu dnia sama się ładnie bawiła, ale teraz jest taka wyciszona.
Podtykałam jej pod nosek i różne chrupki i mokre dla dzieci i nawet jakieś mokre dla dużych, ale tylko wącha, oblizuje się, czasem poliże nawet to coś co podałam, ale po chwili i tak się odwraca
Jutro chyba Janusz pojedzie nie tylko z Bajką, ale i z nią do weta.
Dwa tygodnie temu była ciachana i niby wszystko było ok.
Nie ma żadnych innych objawów choroby.
zaczynam panikować, jestem nienormalna