kotkins pisze:...
Opowiedz o swoich kotach- dlaczego aż troje już nie żyje? Może to naiwne pytanie ( choroby, wiek...) ale stracić trzy koty...
Więc jednego

w domu juz mam , niby toTrojka ,ale mało persopodobna, i mała jakiś niedorobiona ,
no MYSZ nie Pers i to jeszcze pstrokata mysza, trójkolorowa mysza , jednym słowem TRISZA.
Chwalić się czym nie było, ale nie dla chwalenia się ją wzięłam.
Zawsze mogłam powiedzieć – zgodnie z prawdą
„Ładne koty JUŻ miałam , teraz mam Triszę „
No ale MIAŁAM MIEĆ jeszcze jednego kota
krótkowłosego dla TZ .
bo u nas to głównie TZ odkurzacza używa. Już przy jednym persie kłaki były wszędzie- na szafie i w szafie , na stole i w łóżku
No ale przecież krótkowłosy może być przecież trochę perski.
A więc egzotyk !!!
Znowu Internet telefon do hodowców, jeden drugi..
I znalazłam –nie było wprawdzie kociąt, ale kiedy wyszło, że niekoniecznie o to mi chodzi zaproponowano mi kotkę „pochodowlną” Musiałam tylko poczekać, by ta została ciachnięta jeszcze u siebie.
I tak to Gaja trafiła do mnie.
Była w dobrej kondycji, bywała też matką więc z góry założyliśmy , że łatwo przejmie władzę.
Była jednak też

INTELIGENTNA INACZEJ

Dokocenie odbyło się szybko- już pierwszej nocy obie panie domagały się otwarcia dzielących je drzwi. Nawet do łapoczynów nie doszło. Ale tez i kotki nie zostały przyjaciółkami. Nigdy. Rządziła – a jakze MAŁA . Niepodzielnie.




Gajeczka okazała się najbardziej przymilną głuptaską wśród znanych mi kotów.
i…. producentką największej ilości futra.
Najlżejsze dotknięcie wywoływało tumany fruwających kłaków. A ja czesałam ją codziennie.

Po dobrym miesiącu współmieszkania , najpierw „dała czadu” moja astma, potem doszło uczelenie oczu. Mimo zwiększonych dawek sterydów było nieciekawie. Doszło do zapalenia rogówki. Mojemu lekarzowi bałam się na oczy pokazać . Zaczęłam już szukać dla niej dobrego domku- choć BARDZO nie chciałam !!!
Bogu dzięki po upływie pół roku mój organizm zaczął odpuszczać !!
I było dobrze, Gaja zwana czasem Wazonikiem, czy Mistrzem Yodą
I Trisza zwana Małą lub Księżniczką żyły sobie przez 4 lata obok siebie, rywalizując głównie o moje względy

Latem mieszkaliśmy na letnisku domku z ogródkiem -a koty w ciągu dnia, swobodnie poruszały się wewnątrz ogrodzenia.



Tak było też w zeszłym roku. Była leniwa niedziela, my jedliśmy późne śniadanie w ogrodzie. Gaja uwielbiała „podsiadać” czyli natentychmiast zajmować zwolnione siedzisko, tym razem trafiło na mnie, wymiziałam ją i przesadziłam na dodatkowe krzesełko. Straciłam ją z widoku, nic takiego bo o tej porze dnia my pracujemy a Gaja i Trisza śpią. Zaczęłam jej szukać po upływie gdzieś dwóch godzin – mieliśmy gości , wspólnie wybieraliśmy się na spacer.
Mała się pojawiła, no więc zaczęłam lokalizować Gajkę.
Obeszłam chałupę, zaczęłam ją wołać , użyłam niezawodnego nawoływacza – potrząsania
chrupkami odtłaczającymi Wiskasa- na Klusię ZAWSZE działało.
To był pewniak-

Wyszłam z chrupkami na trawnik- za domem mogła nie słyszeć -i wtedy Ją zobaczyłam , usiłowała podejść, idąc przewracała się , oczy przymknięte, zobaczyłam że zachodzi jej trzecia powieka. To był powód do paniki !. Nie oglądając się wiele poleciałam po jej koszyk- transporter, żeby bezzwłocznie zawieźdź ja do weta. Gaja sama wskoczyła do koszyka . Ale była nieobecna , nawet nie miauczała, ale bez śladu urazu. W koszu zaczęła niezbornie, niekontrolowanie rzucać się. Wyraźnie były to objawy neurologiczne . Tak jak stałam wsiadłam w samochód i pojechałyśmy. Czułam ,że to agonia. Jechałam i głosno prosiłam Gajeczko nie umieraj zaraz będziemy. Do lecznicy /i tak zamkniętej/ dojechałam w 7 minut. Ale Gaja już nie żyła, oczy miała otwarte, z nosa poszła krew.
Teren jest ogrodzony , niewielki , razem 400 m z domkiem, kawałek skarpy, na trawniku kilka drzewk, z drugiej strony trochę ziółek i mikro warzywnik. Okolica więcej niż spokojna. Cały czas ja , mój Tz , moja mama i trójka gości byliśmy na miejscu .
Wszyscy pozostali na posesji i bezskutecznie szukali miejsca czy przyczyny tragedii.

Co się stało do końca nie wiemy i pewnie nie dowiemy się nigdy.
dodałam fofę