Miał być dzionek wypoczynkowy .Miał być na luzie. Miał...
Wczorajsze wydarzenia zwaliły nas z nóg. Trudno mi się otrząsnąć . Nie ma rzeczy pewnych. Rozum, serce ,wykształcenie ...To nie są żadne wartości jak serca nie ma w człowieku.
Nie, nie o nasze koty chodziło. Ale pewne ślicznoty niebezpiecznie się otarły o niebyt. Są już bezpieczne.
Miały trafić do nas ale musieliśmy głównie z powodu nieszczepionej ,chorowitej Suri wycofać się. Strasznie mi przykro i głupio się z tym czuję.
Nie jestem upoważniona do pisania co i jak.Ale na pewno wsio się wyda i tak. Proszę tylko o ciepłe myśli i kciuki dla dwóch chłopaków cudem uratowanych.
A ranek przywitał mnie z Chipem na klacie ,obślinioną gębą(moją) i maliną na szyi. Jak ja go mam wyadoptować? takiego śliniaka i namolniaka? Przecież on wróci z adopcji bo noce nie przespane dombędzie mieć. Bo dzieci będzie uślniał i malinkował. Bo czerwone plamy na torsie dużych dadzą świadectwo światu o czynach niecnych

Jak tu tłumaczyć ludziom ,że to TYLKO kot?
Myślę o tych dzieciach bo ostatnie pytania o Chipa były z powodu dzieci .Adopcja musi być już i teraz bo w domu jest "dzieciowe umierania z tęsknoty" za Chipa posiadaniem.
Pamiętacie Julkę? Namolną kocicę co to sama się miziała o nas lub wskakiwała z nienacka na ramiona by buzi dać. Wszak ona z adopcji wróciła z powodu tegoż namolniactwa. Bo pani wyspać się nie mogła

Bo nie miała cierpliwości kota tak memleć i do pieszcząc. To co fajne było w opowieściach ogłoszeniowych było dla pani w realu zbyt uciążliwe. Fakt, Julka znalazła zaraz kolejny domek co to zachwycił się należycie jej charakterem i urodą fretki deczko spasionej.
Niestety, musze po mędzić dalej. Dalsza część o bucikach będzie. Idąc za ciosem zerkłam na swe butki do codziennego chodzenia przeznaczone.Jakoś nie zauważyłam jak one się posunęły w czasie. Moje oczy zakochane w nich nie zauważyły trwałych ubytków i uszkodzeń. Po wielokrotnym liftingu, wielu reanimacjach dokonywanych przez butocudotwórcę pana Edwarda- szewca kochanego- jakoś się trzymały. Jak je zaniosłam po raz kolejny z początkiem jesieni, i z błaganiem w oczach prosiłam by te cuda a nie buty ponownie uratował , to mi odmówił. Pan Edward to facet pierwsza klasa jest. Z szacunkiem do klienta i obuwia. Rozumiał moje głupie przywiązanie do kawałka skóry. Zawsze mówił, że warto dobre buty naprawiać i naprawiał. Ale teraz odmówił. Nakazał mi się z nimi pożegnać i sprawić nowe. Alem ja myślałam z miłości i...oszczędności jakoś ostatnią zimę przetrzymam. Dlaczego i z oszczędności? bo co tu mówić dużo, każda nowa para jest przeliczana na nerki, chrupki i takie tam . A co najważniejsze bo nerki kupione "zamiast" ciżemek nie otrą mi stopek nadobnych ,nie pokrwawią mi paluszków ,nie wpędzą w ból i okaleczenia... Bo ja mam nożynki delikatne i każdy nowy but mocno odchorują. I nie jest ważne jaka to firma i jaki to materiał. Zawze sobie upstrzę stopy pęcherzami i otarciami. Te moje, staruszki, były jedynymi co założone na sztopki, od razu ułożyły się i szkody nie zrobiły.