U mnie osobiście stabilnie, mimo to nie ma mnie nigdzie u nikogo ani na konkursach na forum, nie wiem o niczym, nie ma mnie w ogóle nigdzie w necie ani na komputerze – przeniosłam się do reala, rodziny, pracy zawodowej….
Ktoś i coś bardzo ważnego całkowicie pochłania me serce i myśli….
Wśród Najbliższych mamy bardzo poważne problemy!
…..
Na razie na wątku wszystkie moje odpowiedzi i opowiadania, wydarzenia śmieszne i radosne, typowe bzdurki i luźne tematy i zdjęcia się odwlekają – teraz nie mam do tego głowy i wiem kto tutaj teraz nie zagląda nawet ukradkiem…
Wiem, że mam duże zaległości a robią się jeszcze większe bo pisać monologu nie chcę i prawie zawsze wklejam kolejny post dopiero gdy ktoś się ujawni chyba, że w wyjątkowej sytuacji…
Kiedyś, a jestem aktywna na forum ponad 7 lat, prowadząc wątek monolog zrobiłam pewien eksperyment – jednego dnia wpisałam się na kilkunastu znajomych wątkach i obserwowałam kto odezwie się u nas… Nikt!
Na posta odpowiadano ale tam gdzie był wpisany…
Podobnie było gdy z jakiegoś powodu zapraszałam na wątek kogoś nowego podając link…. Mało kto zaproszony przeze mnie ujawnił się chociaż raz albo tutaj został…. Odwiedzają nas Stałe Osoby, które raczej dołączyły z własnej inicjatywy i przyszły tutaj za mną…
….
….
Sylwia pytasz o Kraków! Najpierw dziś opiszę tylko jeden aspekt tego pobytu!
W okresie od 1-3 listopada odwiedziłam moich Wszystkich Najbliższych mieszkających w Krakowie i byli zdrowi!Najbliższych mieszkających w innych miastach nie wiem kiedy spotkam i w jakich okolicznościach…
To jeden z okresów sprzyjających moim wspomnieniom i smutnym refleksjom!
Drugi taki okres to Święta Bożego Narodzenia gdy zawsze nieodmiennie zaczynam wszystko przeżywać dużo wcześniej bo wiadomo, że ja wszystko organizuję i prawdopodobnie u nas.... Wspomnienia ożywają szczególnie w Krakowie bo tam był Mój Dom Rodzinny, tam spoczywają Moi Rodzice
Co roku obojętnie gdzie i z kim je spędzam wspominam ostatnią wspólną Wigilię podczas, której Mamusia już była cały czas w szpitalu ale bardzo chciała zobaczyć, że my mimo sytuacji w której jesteśmy zjemy potrawy, które zawsze w tym dniu były w naszym domu rodzinnym – faktycznie spełniłam to jedno z Jej ostatnich życzeń - ugotowałam i przyniosłam do szpitala te wszystkie potrawy i jeszcze zdążyła wszystkiego spróbować… a raczej gdy będąc po kolejnej operacji już niczego nie mogła jeść poczuć w ustach ich smak… Wtedy praktycznie czuwając przy Niej i pielęgnując zamieszkałam w szpitalu…
….
Zwłaszcza teraz gdy na cmentarzach zapalam znicze mimo upływu lat stają mi przed oczyma
ostatnie pożegnania, które pamiętam i z własnej rodziny też najbliższej i znajomych.
Było różnie i z prośbą o nieskładanie kondolencji i nie, osoby przyjezdne i na miejscu, w mieszkaniu spotykała się jedynie rodzina w innym miejscu pożegnania lub czuwania wszyscy, w Warszawie była msza w kościele parafialnym a potem 2 godziny później na drugim końcu miasta na ogromnym cmentarzu – Powązki Wojskowe ostatnie pożegnanie i dojazd każdego we własnym zakresie…
Wystarczało, że ktoś jeden z bliskich podtrzymywał pod rękę osobę najbliższą żegnanej i skutecznie ją od wszystkich izoluje… w takiej sytuacji nie pamięta się niczego i prawie nikogo kto wtedy był z nami i podszedł…
Można przyjechać z dużej odległości chcąc kogoś pożegnać i dopiero z klepsydry dowiedzieć się o prośbie o nieskładanie kondolencji i wtedy nawet ktoś najbliższy w innych sytuacjach musi to zaakceptować i stojąc gdzieś w oddali usunąć się… chyba, że ktoś znający nas wciągnąłby nas wtedy do grona osób najbliższych żegnanemu lub żegnającemu bo chciałby naszego wsparcia ale rzadko kto w takiej sytuacji pogrążony w rozpaczy ma do tego głowę….. o tym już wcześniej wiadomo kto chce naszej obecności przy nim w takim okresie, w jakim zakresie i w jakiej formie na bieżąco albo wyniknie z powiadomienia…
Nawet jeśli chodziło o pożegnania w rodzinie nie pamiętam gdzie u nas byli później żegnający Moich Rodziców – prawdopodobnie wszyscy przyjechali samochodami i wyjechali w tym samym dniu… ja gdy wyjeżdżałam raczej nie mając takich możliwości nocowałam u kogoś innego z rodziny…
Często po prostu zauważamy klepsydrę i stajemy gdzieś w oddali, nikt nas nie zna ani rodzina nikt, znaliśmy osobę zmarłą i to jej chcemy złożyć hołd i odprowadzić na miejsce wiecznego spoczynku i możemy jedynie położyć kwiaty i zapalić znicz…
……..
Czas i przeżycia przewartościowują wszystko!Mówią że czas leczy rany…. Nieprawda, rany i urazy tkwią w nas bardzo głęboko do końca życia i pamiętamy każdą przykrą i złą chwilę i osobę, którą straciliśmy lub się rozstaliśmy… i to odbija się potem na naszych relacjach ze wszystkimi….Zmienia się jedynie to że znajdziemy w sobie siłę żeby komuś bliskiemu powiedzieć nawet jednym słowem co się stało i co przeżywamy albo zechcemy podzielić się wspomnieniami radosnymi lub bolesnymi i sprawami najbardziej drażliwymi…
…..
Są trudne życiowe dylematy też moje osobiste jak postąpić gdy czegoś nie wiem, nie wiem czy mogę to zrobić albo nie mam jak…. dużo zależy nawet od pory roku i warunków atmosferycznych….
Muszę wiedzieć od Kogoś czy chce żebym była w ściśle określonej formie albo fizycznie w danej sytuacji przy Nim nawet całkowicie milcząc… a nie ryzykowała odrzucenia albo że wcale się nie spotkamy… tylko domyślając się czegoś albo przypuszczając można się bardzo mylić!
Prawie wszyscy z Moimi Najbliższymi jesteśmy w podobnym wieku i mamy wśród sobie Jeszcze Bliższych Osoby, które kiedyś stracimy…. a teraz chorują i są w bardzo zaawansowanym wieku i opiekujemy się nimi… tak samo jak otaczającymi nas sąsiadami, którzy są w identycznym wieku
