Oj tam, oj tam
A Lila to cudowna, śliczna i bardzo rozbrykana kicia.
Pozwala się głaskać ( co prawda bardzo delikatnie), jest prawie zawsze tam gdzie ja i uwielbia jeść z ręki.
Ostatnio do spółki z Koralem i Chabrem dokonały skutecznego zamachu. Na mnie.
Działając w kotoosobach : smarkateria : Lila i Koralik oraz kocur Chaber - przyszywany tata młodych - doprowadziły do uszkodzenia ciała swojej dużej.
A było to tak.
W czwartek robiłam porządki w łazience. Wychodzę z łazienki z miską pełną kosmetyków, proszków etc.
Przedpokój jest wąski i długi. W pionie przebiega przezeń rurka instalacyjna. Idę.
Nagle kupa futer wpadła do przedpokoju, zakotłowało się i błyskawicznie potoczyło pod moje nogi.
Żeby nie rozdeptać - a w domu chodzę w klapkach lub sandałkach na dużym koturnie - majtnęłam się w bok, zachwiałam i całym ciężarem poleciałam na rzeczoną rurkę, grubą.
Huk, łomot. Miska na ziemi, koty rozprysnęły się w trzy strony świata, a ja trzymam się za głowę a raczej za oczodół.
Ból jak cholera.
No nic oko całe.
Do czasu...
Nazajutrz SOR i okulistyka. Jeden z lekarzy, którzy mnie opatrywali, dziwnie patrzył a potem powiedział, że w lipcu złamał rękę dzięki swojej kotce, która skoczyła mu pod nogi gdy wychodził z kabiny prysznicowej. Kotecki...
I tak się zastanawiam - działały z premedytacją i w porozumieniu z siłami nieczystymi, czy to tylko głupota?
W końcu obiecałam kocim czartom duszę za Niuńka, ale żeby tak zaraz ?
I sama nie wiem - lepiej mieć w domu durnowate acz niebezpieczne futra czy podstępne i wyrachowane bestie?
