» Wto wrz 03, 2013 10:12
Re: Zaginione-znalezione koty - SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIA
Po prawie 5-tygodniowych poszukiwaniach (bez jednego dnia dokładnie), łzach, chwilach zwątpienia, rozpaczy, wreszcie jest z nami bezpieczna malutka 14-letnia kotka, nasza ukochana Konsi. W naszym przypadku zadziałały ulotki z wyznaczoną nagrodą, naklejane wszędzie gdzie się da - przystanki, słupy, tablice ogłoszeniowe w sklepach oraz ulotki wrzucane do skrzynek i rozmowa z każdym kto chciał wysłuchać. Przez pierwszy tydzień skupialiśmy sie głównie w najbliższym otoczeniu, zaglądaliśmy pod każdą szparę, spenetrowaliśmy dokładnie pobliską budowę, każdy zakamarek. W drugim tygodniu zintensyfikowaliśmy poszukiwania w nieco dalszej odległości od miejsca zaginięcia. Najbardziej prawdopodobna była dla nas hipoteza, że kotka ruszyła w kierunku swojego poprzedniego domku (kotka była na nowym miejscu tydzień przed ucieczką). Ta teoria okazała się błędna. Po dwóch tygodniach, w odzewie na nasze ulotki roznoszone na terenie osiedla domków jednorodzinnych, oddalonym od miejsca ucieczki o kilometr, położonym w kierunki przeciwnym do dawnego domu, zadzwoniła Pani z informacją, że podobna kotka siedziała pod jej samochodem trzy dni wcześniej, ale uciekła i żadne nawoływanie nie dało rezultatu. Pani nie potrafiła jej dokładnie opisać, bo wszystko działo się zbyt szybko. Powiedziała tylko, że kotka była drobna i uciekając oglądała się za siebie. Moja córcia nabrała przekonania, że jest to właśnie nasza zguba. To było czyste przeczucie, wcześniej mieliśmy sporo podobnych, lecz niestety fałszywych alarmów. Od tamtej chwili, codziennie jeździliśmy w to miejsce o różnych porach dnia i nocy, wrzucaliśmy ulotki do skrzynek, nawoływaliśmy. Bez skutku przez 3 tygodnie. Wiedzieliśmy, że opieramy się na przeczuciu, i na przeświadczeniu, że kicia szuka swojego domku i, że osiedle domków jednorodzinnych jest najlepszym terenem dla jej poszukiwań. Bardzo natomiast martwiło nas, że nikt jej już później nie widział. W piątek, już w akcie rozpaczy, zawiozłam trochę zużytego przez drugą kotkę (siostrę naszej zguby, z którą mieszkała przez 14 lat) piasku z kuwety i rozrzuciłam w krzakach. W sobotę zadzwoniła Pani, że kotka jest u niej w ogrodzie. Udało się ją złapać, nie było trudne bo była już bardzo osłabiona. Brak witamin spowodował przykurcz szyi, wychudzona była strasznie. Ale jak nas zobaczyła, przywarła całym swoim kościstym ciałkiem i włączyła niekończące się mruczando murmurando. Kicia szybko dochodzi do siebie, przykurcz minął po zastrzyku z witamin. Ma jeszcze obdarty noseczek, grzybicę na główce, miała oczywiście pchły. No i zaraz idziemy do weta na odrobaczenie. Będzie dobrze, apetyt ma nieziemski. Musimy podawać jej jedzonko porcjami, żeby nie zaszkodziło, i to jest dość trudne. Podsumowując, myślę, że szybciej znaleźlibyśmy zgubę, gdybyśmy roznieśli ulotki równocześnie we wszystkie możliwe miejsca, nawet te nieprawdopodobne, w promieniu 1-2 kilometrów od miejsca ucieczki. To powinno być pierwsze działanie, dopiero później szukanie i zaglądanie w każdy kąt.