Co Wy wiecie o zabijaniu...
Wczoraj obejrzałam dom.
Dom był na ładnym osiedlu, pośrodku pola.
W odległej (5 km) perspektywie majaczyły jakoweś zabudowania.
Pole ładnie zaorane.
Ani drzewka.
Wnętrze...piękne płytki. Naprawdę- "w dechę".
Tylko w przedsionku jedne( brąz) , w połowie salonu inne (beżowe), dalej piękna podłoga z drewna egzotycznego (jakieś 15 m) , pod kominkiem- drobny kamień (naprawdę ładny...)
Do salonu z góry wiodą schody- są z drewna.
Innego niż podłoga.
Ładne.
Na górze w pokojach wykładzina dywanowa.
W każdym inna.
Korytarz w panelach...ładnych.
Łazienka ma 4 metry.
Na każdej ścianie inne płytki POD SUFIT ( w Polsce wszyscy oprócz Kotkinsa uważają ,że trzeba zrobić płytki pod sufit, im mniejsza łazienka, tym większa płytka, najlepiej żeby miały co najmniej cztery odcienie i koniecznie -szlaczek oraz dekory. Im więcej tym lepiej...),tu: szlaczek we wzór panterski (koty by chyba lubiły) a oprócz tego- murzynki niosące dzbanki albo tańczące regionalnie na każdej ścianie oraz (!) w kabinie prysznicowej.
Murzynki mają gołe cycki, co wzbudza entuzjazm Małża.
Ściany są pomalowane - każda na inny kolor (modne).
Np. ta przy kominku jest POMARAŃCZOWA a obok zaraz ŻÓŁTA.
W pokojach dzieci króluje róż tzw. "gaciowy" (może dzieci wybierały barwę ścian...?)
W tyciej łazience jest oczywiście i kabina z prysznicem i wanna i bidet i wc oraz umywalka .
Wanna jest narożna a umywalka z czegoś dziwnego- jest przeźroczysta i połyskuje jakby cekinami.
O zasłonkach , milionach poduszek w ogóle nie wspomnę...
I tak jest w KAŻDYM domu oprócz tego wybranego oraz wymarzonego. I tego z różową kuchnią.
Nie mam pół roku na wyszukanie czegoś.
Mam dwa tygodnie.
Przejrzałam już wszystko.
Teraz stany deweloporskie.
Se powieszę moje własne murzynki na ścianie, będzie INACZEJ!!!
Kotkins swego czasu kupował suknię ślubną.
Był już w lekkiej ciąży a to sprawiło ,iż pokaźny kotkinsowy biust przybrała...na sile.
Panie w salonach podawały kolejne modele, ale w każdym brakowało od 10 do 20 cm w biuście.
Reszta się swobodnie i z dużym okładem mieściła.
Wreszcie bodaj w piątym salonie zobaczywszy niedopiętego Kotkinsa pani rzekła "MAM COŚ DLA PANI!".
I przyniosła.
Słowo BEZA nabrało wtedy dla mnie innego wymiaru. Suknia miała tren, falbanki, koronki w trzech rodzajach, gipiurę, tiurniurę, bufki, mankieciki, szczypanki, marszczenia oraz zmarszczki, była uszyta z aksamitu, satyny, woalu, jedwabiu oraz bawełny.
Wyszywana byłą cekinami , perłami oraz czymś.
Posiadała bogaty srebrny haft u dołu.
Coś było seledynowe.
Całość byłą biała.
Miała halkę usztywnianą.
Miała siateczkę na dekolcie.
Miała mankieciki ale wychodziły jej ramiączka.
Istniało do niej haftowane bolerko, może pani poczuła litość bo już nie pokazała, ale dała znać werbalnie.
Kotkins nieśmiało zapiszczał (młody był...) ,że nieeee....
Ale kotkinsowa matka zgromiła Kotkinsa wzrokiem _ a jeśli innej nie znajdziemy????
Więc Kotkins potulnie przywdział to arcydzieło sztuki krawieckiej.
Matkę i panie w sklepie zatkało.
Kotkins z swoim biustem wyglądał w tej sukni jak rodzona córka tortu pistacjowego z bitą śmietaną!
Matka nabrała tchu...wypuściła powietrze...i wysyczała :"ściągaj tooooooo..."
Kotkins się rozdział.
Wyszłyśmy ze sklepu i matka długo milczała.
A potem powiedziała ,że te białe suknie to są przereklamowane chyba...
Po dwóch dniach chandry Kotkins podreptał do sklepu, nabył szmatę w kolorze ecru i z ową powędrował do pani krawcowe.
A tam opisał suknię Anity Lipnickiej z koncertu na którym niedawno był.
Krawcowa wykonała.
Było prosto do dołu a na dole szeroko.
Z dużym dekoltem.
Rękawki wąskie.
Do tego był śmieszny kapelutek z woalką oraz zdechły lis koleżanki w charakterze etoli:)
Wyszło nader klimatycznie.
Małżeństwo z kolei - zupełnie nie wyszło, też zresztą nader klimatycznie:)
Ale to nie wina sukni...
W tej przebieralni czułam się tak, jak podczas oglądania domów.
Jestem nienormalna.
I teraz już wiem to na pewno...