Wczoraj tak mi sie polątały dni,że do weta nie zadzwoniłam myśląc,że jest jednak poniedziałek. Miałam dać znać co z Suri. Nic o niej pisać nie będę bo i tak zamartwiam się bardzo. Dla mnie jest za spokojna, za mało jedząca.
Chip za to jest namolnym erotomanem

Wczorajszy dzionek był pomyłką .
I zakończył sie równie efektownie.
Godzina 22,28. Telefon. Podniosłam śpiącą już głowę z podusi gapiąc się na zegarek. Numer nie znany.
Przeliczyłam domowników, koty...wyszło,że dzwoni ktoś obcy. Odebrałam.
Cześć Asiu 8O
Powiedział głos wskazujący wg mnie na spożycie nie herbat czy kaw

Szare części mózgu przeszukiwały się intensywnie ...
Dalszy ciąg nastąpił rozwlekle wypowiedziany
...Mmaam 60 lat, mieszkam z żoną...no byłą ...
Mmaam i miałem koty i psy...Dużo ich miałem...
Koty i psy likwidowały się i wreszcie zdychały.
Ostatnie dwa pieski zlikwidowały się pod samochodem

Zdechły też. Pusto bez zwierząt.
A ty masz kota którego ja chcę.
Co ty na to

No i zaczęła się jazda pt nie dam kota do likwidacji. I napstliwość dlaczego dom ma być niewychodzący skoro on ma duże podwórko i kot żyłby sobie dobrze i szczęśliwie...do czasu likwidacji. Wreszcie słuchawka zapadłą ciszą bo 60 lat nie wytrzymało.
Janusz wyszedł z pokoju bo ponoć mało uprzejma byłam. Ale cholernik nie wiedział,co mi gadano i jak.
O Tami chodziło.
Dziś myśląc o tej rozmowie z płocika kotłownianego się spierniczyłam zahaczając sznowną dupencją o pręty metalowe wystające i fantazyjnie zwinięte. Przyozdobie ją sobie pewnie gustownym siniakiem w modnych kolorach teczy.
Musze sobie sznurówkę zakupić bo bucik mi się obluzował i utkiwł między szczebalkami. Fakt, byłam mało uważna.