ewan pisze:Za każdym razem kiedy dostaję powiadomienie wchodzę na wątek z wielką nadzieją! Jak wiecie domowe koty nie oddalają się zbytnio od miejsca zaginięcia, podobno często są w promieniu mniej więcej 200 m. Czy właściciele przeszukali wszystkie piwnice i zakamarki w pobliżu? Czy żaden z karmicieli w okolicy jej nie widział? Karmiciele jak wiecie to najlepsze źródło info. Nie wiem co o tym myśleć

Mam wielką nadzieję, że nic jej nie jest.
Jej ostatnia opiekunka twierdzi, że szukała w piwnicy. Nie mam pewności, czy to prawda. Ja w piwnicy nie byłam, nie mam tam dostępu. Zresztą... Anita widziała jak to wygląda - wszystkie okienka zamknięte na głucho. I tak cały czas, kiedykolwiek tam jesteśmy. Marne szane, żeby się tam jakoś dostała.
Zakamarki w terenie wokół bloku i właściwie na całym osiedlu przeszukaliśmy my - ja, mój mąż i Alina. Wielkorotnie. I pisząc zakamarki takie właśnie mam na myśli - wszelkie dziury, śmietniki, przestrzenie za przylegającymi do bloku skrzynkami metalowymi z jakimś ustrojstwem, Tż podnosił ciężkie pokrywy studzienek odpływowych, do których był wąski dostęp z zewnątrz (mógł tam ewentualnie wejść kot). Dziury w ziemi, które znaleźliśmy, jakieś przestrzenie pod płytami betonowymi (nawet wąskie szpary) - to wszystko z latarkami, we dnie, wieczorem i w nocy.
Chodziliśmy po osiedlu wielokrotnie, nawoływaliśmy. Pomagały mi też koleżanki z fundacji.
Czołgałam się po ziemi i zaglądałam pod większość samochodów.
Karmicieli tam nie ma. Nie ma śladu miseczek, żadnego widocznego miejsca karmienia kotów. Nie widać też żadnych kotów bezdomnych, dzikich. Tylko koty wychodzące domowe. To już zresztą pisałam.
Pytaliśmy o karmicieli ludzi na osiedlu, pytałam w TOZ-ie o zarejestrowanych karmicieli - nie ma, nikt nic nie wie. Ostatecznie ludzie z TOZ-u mi pomogli - sami rozmawiali z karmicielami w tamtych okolicach - ale nie na tym osiedlu, bo tam nikogo takiego nie ma. Na sąsiednich osiedlach.
I nic.
Jeśli chodzi o historie kotów zaginionych to czytałam różne tu na forum, znam też osobiście takie historie.
Po dłuższym czasie najczęściej odnajdują się koty, które kiedyś żyły na wolności, wiedzą jak sobie radzić, umieją przetrwać. Kot domowy, nigdy nie wychodzący ma dużo mniejsze szanse na wędrówkę i utrzymanie się przy życiu poza domem, bez opieki człowieka. Taka niestety jest prawda. Koty domowe jeśli już, to odnajdują się szybko - bo ktoś je przygarnął, zauwazył i dał znać albo trafiają do schroniska. Nawet jeśli przetrwają jakiś czas, to ile - kilka tygodni, miesiąc - raczej nie dłużej. Zima na zewnątrz? Raczej wątpliwe. Serio. Można mieć tylko nadzieję, że ktoś ją przygarnął i nie chce oddać lub z jakiegoś powodu nie widzi ogłoszeń.
Ja akurat zupełnie nie wierzę w ogłoszenia z nagrodą. Choć i takie zrobiłam i powiesiłam na osiedlu. Większość jednak była bez dopisku o nagrodzie. Ostatnie ogłoszenia wieszałam ja osobiście 1 i 2 listopada, bo wtedy kolejny raz byłam na osiedlu i szukałam kotki.
Ludzie dzwonią z tych ogłoszeń - różne to są telefony - żeby pogadać, bo im też zaginął kot. Dają znać, że widzieli ogłoszenia o jakimś znalezionym kocie. Że widzieli podobnego kota. Dają też rady, jak szukać. Dzielą się swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniami. Jest mi miło za każdym takim telefonem, bo cieszę się, że jest tylu ludzi, których obchodzi los zaginionego kota. Cieszę się, że ktoś rozumie, że można być w rozpaczy, bo zaginął kot. To tak dużo znaczy, że ktoś rozumie.
Jeżdżę na każde takie wezwanie czy informację, sprawdzam, pytam. Jak dotąd żaden z tych telefonów nic nie dał.
Ja mam już niewielkie nadzieje, prawie żadne. Źle to wygląda i tyle.
Nadal podtrzymuję ogłoszenia w necie, codziennie zaglądam na strony ogłoszeniowe, sprawdzam ogłoszenia o znalezionych zwierzakach. Sprawdzam stronę schroniska, mimo, że wiem, że dziewczyny tam nad tym czuwają w schronie. Tak bym chciała, żeby zadzwonił w końcu telefon i ktoś powiedział, że ją ma. Albo, że jest w schronisku. No ale prawda jest taka, że to musiałby być duży zbieg okoliczności pozytywnych i duża dawka szczęścia - w sensie "luck" - takiego szczęścia. Mnie się takie szczęśliwe zbiegi okoliczności w życiu raczej nie trafiają. Więc nie liczę na to za bardzo.