A TYMCZASEM NA DZIAŁKACH...
W marcu pojawił się piękny marmurkowy kot (w tym roku jeszcze leżał śnieg).
Kotek najpierw skradał się do misek i uciekał pod altanę.
Gdy miesiąc później wywiozłam tam dwa burasy zimujące u mnie w piwnicy,
marmur Mirmił ładnie ich przyjął, pokazał im różne skrytki, długi czas trzymali się razem,
później dołączyła do nich działkowa czarnulka Negri, którą wiosną wysterylizowałam
(pierwsza moja sterylka kotki wolno żyjącej i jak się okazało - aborcyjna
).Ostatnio Mirmił zrobił się niespokojny, rozdrażniony, nawet 2 bure maluszki zaczął pacać łapą...
Tylko wobec mnie stał się przymilny. Wchodził za mną do altanki, czasami coś długo i żałośnie opowiadał...
Porównałam zdjęcia z maja i obecne, bo coś mi zaczęło podpadać:

i już nie byłam pewna: Mirmił to, czy może Miriam (w wysokiej ciąży

)
Zrobiłam nawet zdjęcie od tylca i wysłałam na konsultacje

do Fundacji KOT, bo może to kastrat jest?
Odpowiedź była krótka i rzeczowa: "Dziewucha!"
Po takim werdykcie wzięłam w piątek transporter i powędrowałam po Miriam. Weszła biedulka bez oporu...
Jeszcze tego samego dnia był zabieg, na szczęście nieaborcyjny (to zapasy przedzimowe były

).
W tej chwili mała jest w Fundacji, która zgodziła się przetrzymać ją przez kilka dni (dzięki wielkie

), bo ja już kompletnie nie mam gdzie,
i proszę, jak jej tam dobrze:

Powyżej widzimy typowy przykład dzikiego kota z działek...
Może ktoś przygarnie piękną miziastą marmurkę Miriam po sterylce?