Zastanawiam się czy nie zmienić jej imienia. Na Piorunka.
Bo mała jest migbłystalna szybkotnąca. Intelektualnie.
Nie pamiętam, czy któryś więzień gułagowy tak szybko trybił, o co kaman.
Tylko nocna kupa z soboty na niedzielę była obok kuwety.
Od tej pory wszystkie trafienia w tarczę.
Wczoraj kiedy wchodziłam na taras - wiała do koszyczka.
Ale wsadzenie tam ręki i drapnięcie po chudym tyłku właczało mrucznik i wygibasy głaskalne.
Gerberek podany z palucha spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem.
Dziś, kiedy przyszłam podać śniadanie już nie było ucieczki.
Przybiegła na chudych łapinach, pozwoliła się wygłaskać, a potem wziąć na ręce.
Wczoraj wyła na ryżole. Obydwa.

Puć był bardzo zniesmaczony.
Przed chwilą wynoskowała się przez siatkę ze straszliwym pluszowujem.
Lata po gułagu jak mały piorunek, bawi się piłeczkami, drapie ćwiczebny drapaczek.
Pucuje się z zapałem. Niedługo znikną przyszarzenia i wiejski zapaszek.
Fajna kota i tyle
Frubsza ma globusa jak stąd do Zgierza.
Pełne wyparcie. Udaje, że nie widzi drzwi na taras. Obchodzi je szerokim łukiem.
