Na chwilę obecną jedyną alternatywą dla Twistera jest DT w Warszawie (okolice Ursynowa). Możliwe, ze wkrótce zrobi się zimno i kot będzie miał problem
DT pracuje, ma dobre serce i zapewni mu DT bez względu na to co będzie się działo, jak długo będzie trzeba. Ale... odległość. Szukam więc transportu bezpośredniego, prosto do DT, bez kombinowania z przesiadkami, żeby kota nie stresować dodatkowo. Mam nadzieję, że los się uśmiechnie do tego kota. Oczywiście DT otrzyma wsparcie z bazarków, bo u mnie dół finansowy. Kot musi mieć wykonane testy i kastracja, szczepienie, leczenie, bo nie wiadomo co się wykluje.
Martwię się, że nie wiadomo jak kot reaguje na inne koty, żeby nie przysparzać DT kłopotów, bo nie wiadomo za co Twister był katowany i co potem robił.
Nie mam doświadczeń z katowanymi kotami. Mój rezydent był tylko bity, w sensie jak wchodził na łóżko to pewnie dostawał za to. U mnie włożony na łóżko - uciekał jak poparzony, sztywniał. Na balkonie nie został sam, panicznie się bał, że go tam zostawię i zamknę mu drzwi przed nosem. Raz go nie zauważyłam, że został, bo już było ciemno. Drapał i walił głową w szybę w amoku

Uspokoił się dopiero po kilku godzinach, parę dni nie wychodził na balkon, uciekał. Po trzech latach sam zaczął wchodzić na łóżko, ale uraz pozostał. Nie leży codziennie. Syn go bierze na łóżko i mizia. Natomiast nie boi się, że go zamknę na balkonie. Skończył 13 lat i 4 miesiące. Dużo czasu mu zajęło przekonanie, że nie zbijemy go i nie wywalimy, za dużo
Twister musi mieć gorsze doświadczenia. Pierwszy raz widziałam kota, który próbuje osłonić głowę przed razami i skulić się maksymalnie. Mam odczucie, że jeden go miał na rękach, a drugi tłuk. Coś potwornego.