Prawdę mówiąc miałam też 2-gą propozycję adopcji kociaków. Od kolegi ze studiów. Jak go poznałam mieszkał w akademiku, w miedzy czasie skończył studia, poszedł na doktorat, zaczął pracę jako informatyk i... nadal mieszka w akademiku. Jak usłyszał o tym, że sie wyprowadzam z mieszkania to stwierdził, że chetnie przejmie z pełnym inwentarzam (w akademiku nie można miec zwierząt)

Całe życie mieszkał ze zwierzakami, bardzo lubi koty i chetnie sie moimi zajmie

Oczywiście ucieszona, że znalazłam 2 w 1 napisałam animalon, a ta stwierdziła, ze jestem nieodpowiedzalna, że jak ja moge koty traktowac jak meble, że koleś jest napalony na mieszkanie nie na koty.. Cóż na koty nie moze być napalony, bo nie ma warunków, nie może ich trzymać w akademiku, ale koty i mieszkanie, w którym mieszają to co innego... Tak czy owak chłopak jest bardzo odpowiedzialny, wypytywał mnie gdzie jest ich weterynarz, gdzie chodzić, który jest dobry a który nie. Na szczęście zanim doszliśmy do porozumienia w sprawie mieszkania i kociaków (a powiedziałąm mu wszystkie złe rzeczy związane z kociakami - to, że Balbisia ma słaby pęcherz i odzywa jej sie w sytuacjach stresowych, to że Ptyś reaguje na stres podsikiwaniem - i zamiast się przestraszyć był mi bardzo wdzięczny, gdyż wiedział na co się porywa i jak do tego nie dopuścić - to akurat proste, wystarczy nie dopuścić do sytuacji stresowych

zrobiłam to, aby miał świadomośc na co się porywa, żeby nie było, że chcę je gdziekolwiek wcisnąć tylko znaleźć odpowiedzialny dom), więc zanim dotarliśmy do porozumienia w sprawie kociaków polepszyło się u Moni

i teraz nie muszę się zastanawiać czy dobrze robię czy nie oddając kociaki Tomkowi, lecz idą w łapki Moni

A swoją drogą dużo się zastanawiałam nad odwiedzaniem ich... zastanawiam się cały czas czy nie bedzie to dla nich krzywdzące... tzn jak mnie zobaczą, czy nie beda myśleć, że wróciłam po nie, czy potem znow sie nie zestresuja tym, że odjeżdżam bez nich.. Może za dużo myślę, ale naprawdę nigdy nie miałam takiej sytuacji i nie wiem co robić... Wszystkie zwierzaki w mojej rodzinie zostawały przy nas do końca swoich dni, więc naprawdę nie wiem jak reagują po adopcji na poprzedniego właściciela...