Jeszcze słówko o Maszy.
Teraz chodzę do niej dwa razy dziennie. Przypadkowo odkryłam tydzień temu, że gdy robi się jasno, do kanału zlatują się sroki i wyczyszczają kocie miski do zera. Ładny interes...
Często wracając z zakupów, zaglądałam na dół i dziwiłam się, że o dziesiątej rano zjedzona już porcja dzienna...
Maszka oczywiście najedzona po śniadanku, o obiad się nie martwi. Leży i patrzy na sroki.
Ze srokami nie wygram... Strzelby nie mam.
Wpadłam na pomysł. Zanoszę trochę jedzenia o piątej. Masza ma dwie godziny ciemności na jedzenie. Resztki niech sobie sroki dojedzą.
Potem idę ok. 17.30 przy okazji spaceru z psem. Wtedy stawiam dużą porcję do rana. Ptaków już o tej porze nie ma.
I tak jest super.
Widzę teraz Maszę za dnia...
Grażynko, miałaś rację. Ona już jest foczką.
Opiekun już nie karmi, bo mówi, że gruba. Więc razem przytyli od lata.
Myślę, że muzycy jej coś też czasem podrzucają, bo jeden mi kiedyś mówił. Ale to niepewne i nie każdego dnia.
Czy brac Maszę na dietę, czy to tak będzie, jak to ze sterylkami, tymi domowymi?
Proszę Was o radę.
