Bo życie to jest w ogóle wkurzające. Dziś sobie poszłam na basen, odpocząć i rozruszać kręgosłup po ciężkim fizyczno-psychicznie i siedzącym dniu. Wszystko było super, nawet woda ciepła. Sobie pływam. Oczywiście nie ma tak, że relaks, bo obok jakiś kretyn wali lapskami w wodę jak wieloryb wyobrażając sobie, że jest miszczem kraula, co rusz woda leci mi w oczy i na łeb (a takowego nie chciałam moczyć, bo byłam krótko i nie chciało mi się suszyć i układać).
Basen taki prywatny, więc niezbyt wielki, ale są 4 pasy. Na jednym zaczęła się nauka pływania, więc pas wyłączony z ogólnego użytku, pływa sobie jakiś delikwent. Więc reszta pływa na trzech. Godzina po 18, a więc godziny szczytu, cały czas ludzie przychodzą. No i w pewnym momencie widzę, że na pasie, na którym akurat pływam, ratowniczka również rozstawia info nauka pływania. Ale tabliczka sobie jest, jakaś dziewczynka się kręci wokół basenu, se pływam, ale już zaczynam się irytować, do tego miszcz pływacki wciąż na mnie chlapie. Na szczęście chyba stracił siły, bo po jakims czasie zmienił styl na warszawski czy cos w ten deseń.
Oczywiscie po chwili ratowniczka prosi/pyta, żebym zmieniła pas. Na co ja oczywiście odpowiadam, że nie mam zamiaru zmienić i to bezczeność zajmować dwa pasy na naukę, gdy jest tyle ludzi. (Wiem, że klub sobie dorabia na tym kasę, ale ostatecznie każdy płaci za karnet). Pani ratowniczka na to, że przecież na innych pasach wcale nie jest tak dużo ludzi (dla mnie 4 na pasie to stanowczo aż nadto) - więc ja jej na to, że niech w takim razie sama się tam przeniesie z nauką, skoro taki luz.
W sumie ratowniczki to było mi żal, więc dla niej nie byłam jakoś SZCZEGÓLNIE nieuprzejma, ale włączyła się mamuśka. Taka tam tleniona na "platynę" flądra, której głównym życiowym wyczynem niewątliwie było rozmnożenie się (co cały świat oczywiście musi docenić). Ja niestety nie doceniłam owego wysiłku reprodukcyjnego uznając, iż jest do niego zdolna każda ameba, co oczywiście wywołało u owej pani oburzenie. Pani zresztą zbytnim intelektem od ameby się nie odróżniała, bo nawet w kłótni nie potrafiła zdobyć się na większą oryginalność niż pokazanie środkowego palca. A tak cenię elokwencję...
W każdym razie po wyjściu z basenu jeszcze musiałam wpaść na krótką (się spieszyłam) awanturę do menadżera klubu. Ładniutki chłopaczek zresztą i oczywiście obiecał, że taka sytuacja (zabór dwóch pasów na raz) się nie powtórzy.
Puenta jest taka: ile litrów herbaty muszę wypić i kotów wygłaskać, by odstresować się po tym relaksie po pracy?
PS. Kotkinsie - żadne wakacje mnie tak nie irytowały, jak Cypr. Te zrujnowane klimaty są nie dla mnie (i nie mam na myśli ruin starożytnych, bo te lubię, tylko jak ogólnie zrujnowany jest ten kraj. A już strona turecka...).
Jeśli mieszkacie w Pafos i macie samochód, podobno warto wybrać się do Kyrenii. My nie zdążyliśmy, niestety. A, i na zorganizowaną wycieczkę jeepem po górach ze zwiedzaniem tych najpiękniejszych klasztorów. Też nie zdążyliśmy, bo akurat w niedzielę nie organizowali - znaczy TŻ się ucieszył, bo chociaż ostatniego dnia poleżeliśmy sobie na plaży. Mniej z tego, że przeszliśmy się też wreszcie po sklepach i to już wyszło drożej
