koteczekanusi pisze:OKI pisze: Asiu, mam nadzieję, że niedługo zmienisz tytuł wątku na bardziej optymistyczny...
Nie wiem kiedy to będzie bo mam podły nastrój. Jestem zmęczona i za diabła nie mogę się zebrać do całości. Mogę zwalić to na starość ale lustro mówi mi co innego

Raczej obwinię za mazgajstwo jesień i ciemnicę ogólnie panującą. Rano jest brzydko, wigotno i capi znignilzną. Liście nie mają miłego poszumu tylko poślizg niebezpieczny dają. Nożynki trzeba ostrożnie stawiać by szpagatu nie zrobić. Mgła otula wszystko zabierając światło nie tylko gwiazd ale i lamp. Dziś jakbym w budyniu chodziła.
Piękne drzewo zamiatające parasolem liśi moją głowiną dziś było ...łyse. Straciło jednej nocy wszystkie liście. Nagie konary na tle szarej mgły były przygnębiająco piękne. Już jesień.
Na kotłowni dosypałam do publicznej miski chrupek i obczęstowałam mamuśkę Unidoxem. Martwię się o jej maleńtasy. Wstawiona w dziurzysko druga miska znikła ale pewnie dopchana gdzieś głebiej została. Ciemno jest a ja nie miałam odwagi wpychać rączek w nieznane. Nowe coś co przychodzi też charczy. Unido chyba zjadło. Nowe drugie coś co przychodzi pod blok znów czekało na resztki. Jesień idzie i koty odcinają kupony posiłkowe starając się nabrać ciała przed zimą.
A w domu też bele jaki nastrój panuje.Co rano muszę zbierać się za włączenie serwera i pobudzać mózgownicę by zastrzyki wszystkim prawidłowe zrobić, tabletki prawidłowo wcisnąć i zakropić prawidłowe otwory. Potem jeszcze rozpiski zostawić rodzinie które kocińskie i jakie dostaje leki "potem" , z którymi do weta trzeba jechać a którym wziąć kuje na dzień następny.
Ogłoszenia stoją. Choć teksty napisane zostały. Sonia przestała wreszcie obkupkowywać wsio w okolicy pupy co po domku obnaszana jest i ranek dzisiejszy jest pierwszym od tygodnia bez smrodku powitanym. I bez ostrożnego stawiania stópek by ślizgu nie było. Przed wstaniem Janusza ogarniałam bystro chtę by szlachetnych nożynek nie uszargał w goowienkach bo goowniany poranek wszystkich wtedy nas czekał. Sonia bardzo się rozłożyła ale jako szylunia nie dała się losowi zrównać z ziemią. Ale pupinę ma biednie umęczoną i zaognioną. Sasza wygląda jak pnadka. Jest ślicznie zaokrąglona i strasznie pyskata. To ni szylka ni tri. Bajka ma brzydkie gardło ale ma humor i apetyt. Jest pięknym dzieckiem. Pięnie czarnnym i błyszczacym . Myszka i Mikuś nie zdając sobie sprawy,że DS się rozwiał wariują na całego. Bardzo urosły. Myszka zmienia swoje nastawienie na przyjaxniejsze do nas. Tosia czuje sie zaniedbana mocno przez nas i prosi co i rusz o uwagę. Tami ma w nosie grawitację i zawziecie z nią walcząc wskakuje na blaty podejmując uporczywe próby ugotowania się. Zresztą Mikuś też ma syndrom gotującego się garnka. No i nasze dzieci najmniejsze. Chip i Dale. Chip dzielnie znosi kucia. Kocha spanie na hamaczku i wyprawy w poszukiwaniu cyca. Straszny cycoch z niego. Dale jest samodzielnym dzieciakiem i strasznym gadułą. Obaj przepięknie się bawią i odkryły drapak. Karolinka, najmniej widoczna w czasie dnia ujawnia sie jako lew miskowy wyzerając wszystko co jest podane. Co ma byc podane. Co jest w planach na zaś. Cały czas choruje na głód i apetyt. Okazujac matczyną cierpliwość pozwala...Mikusiowi podyndać u swego cyca. Jest prawie tak wielki jak ona. Karolinka myje go i tuli a on oczka ma jakby na haju mocnym był.